przypomniało mi się coś
u nas w domu było skromnie, a czasami gorzej
ale na kolonie organizowane przez zakłady pracy rodziców wyjeżdżałyśmy z siostrą dość regularnie... a w wykazie rzeczy koniecznych do zabrania na kolonie były "strój kąpielowy x 2" my z siostrą dwie, to już 4 stroje... po jednym miałyśmy normalnym, a na drugi -ni ma
no i mateczka zmajstrowała nam cuda w paski na szydełku
na plaże to i owszem się nadawało
ja wówczas unikałam basenów, bo fuu... zarazki
ale młodsza siostra wlazła w tym do wody, zaraz na początku koloniii iiiiiiii nie zrobiła tego nigdy więcej :p strój tak nasiąknął wodą, że zrobił się cięęęęęęęęężki... uff, ledwo z basenu wylazła!
a kołnierzyki tez nam mama na szydełku robiła
u nas w szkole nie było obowiązkowych fartuszków, ale miały być ciemne sweterki i jasne kołnierzyki... no i te jasne kołnierzyki po prostu miałyśmy nakładane na sweterek, zawiązywane na troczki
całkiem fajne były
ciekawe, co się z nimi później stało, nie pamiętam...