Dlatego wszystkie psy, a może i koty, powinny mieć pod skórą identyfikator. Identyfikator, częściowo refundowany. Taki „dowód tożsamości”. Jest to malutka kapsułka, wstrzykiwana czymś w rodzaju strzykawki, zwierzęciu pod skórę. Nie boli, nie przeszkadza, a w każdej chwili można ustalić właściciela, datę ostatniego szczepienia i inne.
Skoro człowiek udomowił to zwierzę (wiem- Chińczycy, w celach kulinarnych
), to powinien odpowiadać za ten czyn. Należałoby „rąbać” surowe kary, choć pozwalać oddawać psa do schroniska, w celu adopcji za opłatą „humanitarnego zastrzyku”. W schronisku, już indywidualnie ktoś decydował by, jak długo pies oczekuje na adopcję, choć i to cieżko mnie przez myśl przechodzi, bo mój jest właśnie ze schroniska.
Jedno jest pewne – przy pełnym obowiązku identyfikacji psów, cena takiego czipu elektronicznego kosztowała by, tyle co paczka papierosów, a budżet „wykroił by” z „piłkarzy wyższych rangą" i hazardu na zabieg ( to jak zwykły zastrzyk igłą o grubości, którą wytrzymują krwiodawcy – ich nie boli, pies też wytrzyma - ale z koniecznościa rejestracji w komputerze).
No ale, „nasze naczalstwo” zapewne chciało by, aby „pieski” zarabiały na „piłkarzy wyższych rangą", hazard i jeszcze by starczyło na jakąś „bibkę” z udziałem „Zasłużonych” (oczywiście polityków z osobami towarzyszącymi ). No może jeszcze coś by zostało na leczenie raka, wad serca u dzieci ( te „ściepy” narodowe z puszka w ręku wolontariuszy w marketach są za niskie – budżet i tak musi się poświęcać ), a i o dożywianiu dzieci i „samotnych” matek, które o zamążpójściu myślą dopiero, gdy stracą świadczenia na maluchy, należało by też pomyśleć! Więc wraz z podatkiem, vatem i „znaczkiem na powojenną odbudowę Stolicy” skończyło by się to „usługą za dwie stówki”! Psy by się wałęsały, zewsząd słychać by było rozpaczliwe:
-To nie mój pies, nie mój! Mój wczoraj zdechł, ale był podobny.
Więc „zawiadowcy budżetu” są odporni na takie pomysły, bo profit dla nich żaden. Nie myślcie jednak, że to ja wymyśliłem – kilka lat temu, o tym właśnie ci „zawiadowcy” mówili, a „ jakieś Animalsy” dali się w ... zrobić. No dobra – podaruję sobie to słowo, bo nie wiem przez jakie „H” się to pisze. W każdym bądź razie, jak przedstawili koszty tego zabiegu, to „Animalsi” zrozumieli, że połowa właścicieli psów „zdezerteruje” . „Zawiadowcy” wrócili uskuteczniać naszą piłkę nożną, a „Animalsi” drzemkę zasłużona sobie zrobili...