Ponieważ koty zdominowały ostatnio ten temat (nie mam nic przeciw kotom-lubię je bardzo
),to moze ja cos o swoim psiaku "skrobnę" ?
Jak niektórzy pamiętają,ok .pół roku temu wzięlismy psa, ok.5-letniego owczarka ze schroniska.Pojechalismy po niego we troje:ja,syn i jego dziewczyna.Psa mielismy juz "upatrzonego" w internecie,wiec w zasadzie pozostały tylko formalnosci.Na miejscu okazało sie,ze w schronisku jest ok 600 psów
.Niektóre z nich siedziały w boxach,inne latały luzem,łasiły się do nóg.Arek przestrzegał nas,żebysmy nie patrzyły na inne psy,bo wiedział czym to "pachnie"
Oczywiście,my,jak to kobiety najchętniej zabrałybyśmy wszystkie,a przynajmniej tyle,ile zmieści sie do samochodu.Niestety,trzeba było poprzestać na jednym
Dlatego,zeby nie patrzeć na te "bidy" do zakończenia formalności czekałyśmy na zewnatrz ogrodzenia schroniska.Arek sam wyprowadził Cezara z boxu(w którym zostały jeszcze dwie suczki) i przyprowadził go do samochodu.
Pies okazał sie chory na świerzbowca i zapalenie uszu(jak wszystkie tamtejsze psy)-po długim leczeniu jest juz w miarę OK.
Teraz już się u nas zadomowił,zaczął normalnie jesć,bo przedtem nie miał apetytu
Arek bywa w domu kilka razy w tygodniu,ja daję mu jeść,ale.... Jak syn się pojawi,pies nie odstępuje go na krok,mnie nie zauważa,chodzi wyłacznie za nim "krok w krok" i patrzy głęboko w oczy,>Po prostu kocha go miłościa bezwarunkową,za to,że wyrwał go z tej matni...
Jego wdzięczność jest bezgraniczna...
Ja jestem nr jeden,jak syna nie ma w domu
Teraz juz wiem,co znaczy wdzieczność zwierząt.....