Ja swoje wywlekłam dziś z ciemnicy, czyli skrzyni na korytarzu. Siedziały tam zamiast węgla, całą zimę. W wielkiej donicy, opatulone włókniną.
Za to wegiel miałam w domu ciągle z całym workiem. W naszej kamienicy spaliły się kiedyś komórki. Już jakieś 10 lat temu i nie zostały odbudowane. Teraz kto pali w piecu węglem, ten musi go sobie przetrzymywać w skrzyniach na korytarzu. Ponieważ w mojej siedziały donice /puste i ta z daliami, oraz inne drobne narzędzia ogrodnicze/, Borowski przytargiwał mi węgiel w workach do domu.
Jak tak piszę to zaczynam być coraz bardziej niespokojna o stan mojego umysłu. Ogrodnictwo to jednak choroba.
Dalie w większości chyba przeżyły, bo puszczać zaczęły małe pędy. Kilka było całkiem ususzonych i pomarszczonych. Pojechałam je wsadzić do ziemi, bo się mi przypomniało, że one mają rosnąć przy drodze w środku sadu, a tam w najbliższych dniach będzie siana trawa i później musiałabym łazić po nasionkach, żeby je wsadzić. Te suchotniki też powsadzałam i 4 szt. dokupione ostatnio na wyprzedaży w obi. Razem 28 sztuk.
"Najtrudniejsze dzieło świata od łatwego trzeba rozpocząć, a największe dokonania od drobiazgów"
Lao Tsy