Sz_elka pisze:…Ja tam się nie znam, ale w życiu widziałam parę okazów tych zielonych i to na pewno były większe jak 4 cm…
I tu, jak zawsze, Wasz „Gawędziarz” Rysio, musi wtrącić swe 3 grosze. Zaczniemy od mierzenia zwierząt, a skończymy na gryzieniu.
Otóż istnieją przeróżne sposoby mierzenia ciała zwierząt. Rosjanie na ten przykład, gdy mierzyli zwierzęta gospodarcze u siebie, to wyciągali takiej krowie jęzor z pyska, a ogon ciągnąc z całej mocy utrzymywali w poziomie. Tak zmierzone zwierze było w ZSSR bez trudu większe niż autobus! Ci sami zaś Rosjanie, będąc w Ameryce przy takiej samej krowie, wkładali jej jęzor z jednej strony do przewodu pokarmowego, drugi zaś koniec starannie zatykali ogonem i ta sama krowa już nie była jak autobus, a ledwie jak samochód osobowy.
Podobnie jest u wszelkich anatomów, gdy zabierają się za pomiary ciała zwierząt w tym Homo sapiens’a.
Pozwólcie, że ja będę królikiem doświadczalnym!
No wiec zanim zaczniemy to robić, Rysio pragnie zaznaczyć, że ma 175 cm wzrostu. Jego obaj synowie maja więcej, jednak w rodzinie jego, na określenie tego zjawiska, nie używa się słowa „wyższy”, a jedynie „dłuższy”, bo syn nigdy nie jest wyższy od ojca! I jest to pewnik nie budzący wątpliwości.
Tyle wstępem, ale zabierzmy się do rzeczy!
Aby mieć trójwymiarowy obraz wymiarów Rysia, najlepiej będzie go położyć na dywanie, wezwać Milicję i kazać im obrysować biała kredą Rysia, na owym dywanie. Mają w tym wprawę, bo tak właśnie czynili z ciałami denatów. My jednak, aby mieć owe 3 wymiary, zrobimy to w dwóch rzutach. W pierwszym rzucie, Milicjanci kładą pałkami Rysia na wznak, w drugim zaś położą go na boku.
W pierwszym przypadku będziemy mogli zmierzyć Rysia wysokość i szerokość, zaś drugi przypadek pozwoli określić Rysia głębokość.
Milicjanci biorą się do roboty, włos Rysiowi na głowie się jeży, lecz oni to ignorują. Rysio leży na plecach, a oni nie zwracają uwagi na włosy i obmalowują ową kredą czaszkę Rysia.
Bo by określić długość Rysia, nie liczą się włosy. Nawet gdyby miał dwu metrowe wąsy, oni rzetelni naukowcy, je ignorują i od stóp do łysej czaszki Rysia jest tylko te 175cm.
Podobnie jest z pasikonikami – wąsy się nie liczą, liczy się łysa „czaszka” tego bezkręgowca.
Podobnie jest z szerokością. Tu patrząc na obrys Rysia w pozycji na wznak, jako szerokość, to nie przyjmuje się odległość między dłońmi Rysia, a odległość pomiędzy jego barkami, czy nawet już teraz raczej biodrami, bo Rysio ma nadwagę! I czynimy tak, bez względu jak szeroko Rysio rozłoży swe ręce.
Podobnie jest z pasikonikami – skrzydła i odnóża się nie liczą.
Teraz przejdźmy do obrysu Rysia z boku, by określić Rysia głębokość.
Dla Milicjantów sprawa jasna – to odległość pomiędzy jego lędźwiami a pępkiem (pisałem, że mam nadwagę) i mają rację mimo, że jego żona twierdzi, iż głębokość powinni pomierzyć pomiędzy półd.pkami a…
No, darujmy sobie to słowo.
Podobnie jest z pasikonikami – pokładełko się nie liczy.
Tak zmierzony pasikonik będzie miał rzeczywiście najwyżej 40 mm długości, bo nie liczą się wąsy, skrzydła, czy owe pokładełko ( występuje wyłącznie u samicy ).
Najdłuższe pokładełko ma pasikonik długopokładełkowy i choć z linku Szelki wynika, że jest on rzadki i zagrożony, to u nas często go widzę.
Pasikonik zielony jest podobny do długopokładełkowego, ale owe pokładełko ma krótsze.
Łatczyn, zaś jest największym z naszych pasikoników (ma na ciele pstrokate, ciemne cętki ), ale raczej nie „na długość”, bo on jest taki bardziej masywny (czy jak wolicie, to można powiedzieć „rozdęty”, jak Rysio ).
Gdybyście się Rysia zapytali, co najboleśniej go ugryzło, to on bez wahania odpowiedziałby Wam, że ( w kolejności ): Lekceważenie go przez bliźniego swego, później szef, dalej pies, podstarzały noworodek, węgorz ( ma szczęki jak kombinerki – wszak miażdży muszelki małży), łatczyn, komar.
Szukając informacji o gryzieniu przez nie, znalazłem taką stronę:
http://onaturzebezkomentarza.blox.pl/20 ... awnik.html
Piszą tam, że leczono nim brodawki. Oryginalny, to był sposób. Pamiętam z dzieciństwa, że kolega ze szkoły tak właśnie robił. Pozwalał kąsać łatczynowi, czy innemu dużemu pasikonikowi, brodawkę, po czym wyciskał jego zawartość na ranę.
Bo rzeczywiście pasikoniki gryzą do krwi. Kiedyś trzymałem takiego w dłoni, by mnie nie uciekł, a on mnie cap za paluszek!
A morał z tej „gawędy” taki:
Nie ważne co się bierze do buzi, ważne co się tej buzi podtyka.
Pasikonikom nie dawajmy palca!