Dzisiaj dwa, duże psy (kogoś) biegające luzem zaatakowały sarnę. Jedną zagryzły w nocy a kolejną Tom widział uciekającą po południu. Nic nie mógł zrobić mimo ruszenia na ratunek. Pewnie dopadły gdzieś tam i zagryzły
. Rozpoczęliśmy akcję i masakra. Nikt nic, tylko kończy się na gadaniu. Gmina i inne instytucje - już po 14 nieczynne. Sołtys-ka rozkłada ręce, znalazła telefon do urzędu komunalnego... no ale defakto zwłok sarny nie ma. Psy również przepadły - pewnie objadając się zdobyczą. Powiadomiona policja przyjęła zgłoszenie telefoniczne i ma powiadomić leśnictwo. Sama tam zadzwoniłam i ... jak wyżej. Nic nie wiadomo o psach - czy są karmione, czy są szczepione? My też boimy się o kozy, ale pal sześć z nimi jak atakują duże zwierzęta to mogą zaatakować ludzi w tym dzieci. Muszą zrobić krzywdę człowiekowi żebry wreszcie coś się zadziało?
koszmar
Zadzwoniłam do znanej mi plotkary w okolicy na zasadzie, że przedstawię jej zajście w dużo lepszej formie, z naciskiem na sprawa w toku, będzie nagonka na psy i lokalizowanie właściciela... że może tą drogą chociaż wpłynie się na bezmyślnego posiadacza psów i będzie lepiej pilnował. Przy okazji dowiedziałam się, że rano jej mąż widział zwłoki sarny spacerując z piesiem ale ,,nic nie zrobili, bo to na obcym terenie". Ręce opadają. Zakończyłam rozmowę, kiedy po próbie instrukcji co powinni zrobić usłyszałam, że doskonale umie sobie poradzić w takiej sytuacji. Swoje osiągnęłam uruchamiając plotkarę. Ale czy to pomoże?