Dzisiaj jest już szósty dzień podawania antybiotyku i podskórnie różnych płynów, elektrolitów, glukozy i czegoś tam jeszcze!
Tygrys wygląda zdecydowanie lepiej, choć jeszcze nie chce jeść samodzielnie swojego żarcia a tylko niekiedy ma smaczek na coś innego ale to w ilościach tak szczątkowych, że nie przeżyłby na tym zbyt długo!
Dlatego wpadłam na pomysł i ładuję w niego, jego drogie weterynaryjne saszetki, w sposób w jaki podaje się tabletki, tzn.- otworzyć pyszczek przytrzymywanego siedzącego kota, ograniczonego np oparciem kanapy - włożyć daleko na język szczyptę karmy (trzymane w palcach 2-3 "ziarenka") - zamknąć pyszczek - pogłaskać po gardziołku - i ...... powtórka z rozrywki
, aż do skutku!
Mój Tygrys wie, że ze mną nie wygra i godzi się na to, no chyba, że niedokładnie mu pyszczek obejmę, to językiem wywala żarcie na boki, albo wręcz pluje - ale to zdarza się niezwykle rzadko; zazwyczaj 1/3 saszetki na raz ląduje mu w brzuszku i nie ma zmiłuj się!
Żadne sensacje w postaci wymiotów, a także "obrazy" nie wystąpiły do tej pory! Owszem puszczony po "karmieniu" "pryska" na drugi koniec pokoju, myje się i już po chwili przychodzi się połasić, czyli .... jeszcze mnie lubi!
Dostaje w nagrodę na palcu do wylizania koci suplement diety KOLOPET, który mu smakuje!
W poniedziałek miał pobraną krew (z tylnej łapy, bo jak już wcześniej pisałam, przednie łapy "pochowały" żyły i podanie kroplówki przez wenflon odpada! ) i wynik był spodziewany, tzn. górna granica normy dla kreatyniny przekroczona trzykrotnie, a mocznika aż !!!!!! pięciokrotnie!!!!!!
Mam nadzieję, że na dzień dzisiejszy te wyniki ( a zwłaszcza poziom mocznika) są o wiele lepsze - sądząc po zachowaniu kota - ale wiem, że nie zachwycające, bo w zachowaniu, to nie jest "ten sam" kot!
Jeszcze jutro idę na ostatnią porcję antybiotyku i nawodnienia i znowu "zostaniemy sami" z problemem!
No cóż, dializowanie nerek odpada, więc dopóki damy radę, to będziemy walczyć!