... Może się kiedyś Wam do czegoś przyznam...
W każdym bądź razie umiem prząść na kołowrotku. Niezbyt precyzyjnie, bo pojedyncza nitka "buklą" "zalatuje" i jest najprzeróżniejszej grubości, ale jak się 3 razem skręci, to nawet ma "ręce i nogi". Później z tego zacząłem robić dywan. Moja cierpliwość starczyła na ćwierć metra kwadratowego, bo postanowiłem go robić tzw, wyblinką żeglarską, nieco przeze mnie zmienioną... Tak powtórnie odkryłem węzeł perski. Fajnie było... Długie zimowe wieczory, stan wojenny, pierwsza wieś w dowodzie osobistym, pierwsze samodzielne mieszkanie i sąsiadka - "Babka" Laskowa - przemiła osoba"! A wełnę miałem z prawie "Waszych" stron - Marklowice koło Cieszyna.
Póżniej, ja tkałem dywan, a żona z "mojej" wełny zaczęła robić mnie sweter. Do tej pory swych "dzieł" nie ukończyliśmy... Ale umiemy i wszystko przed nami!