Moje „zimowe” rozważania na temat okrywania winorośli skłaniają mnie ku myślom mniej o „gięciu”.
„Głowa” to coś w rodzaju kawałka Royat’a tyle, że z korzeniem tylko dla niej jednej, niby więc to samo, ale te korzenie dają pewną przewagę. W obu tych sposobach prowadzenia, istotna jest odmiana! ( Ździchu – ja się tu „szarogęszę”, ale popraw). Muskat Odesski np. jak i wiele innych, zaprotestuje tak prowadzony i „strzeli” w niepłodne długie latorośla, tyle, że wtedy w wypadku „głowy” szybko i bez dylematu „poprawimy” go na „jednoramiennego Guyot’a”. Z „Royatem” też nie będzie problemu, bo nam się nawet „trochę do kominka” zostanie” i „bilans energii” się wyrówna

, tyle, że teoretycznie wolałbym tę energię w krzew i owoce, a nie przez komin wysłać.
Gorzej z tym „gięciem”! Nie ma sprawy – w pierwszym, drugim, trzecim roku, ale w dwudziestym, trzeba będzie do Norwegii na nauki „wyginania” pojechać, bo oni to ze 100-u letniej dechy świerkowej narty potrafią zrobić i to bez wrzątku i form ściskanych, a tak zwyczajnie nad ogniskiem z „chłodzeniem” w śniegu. Trochę to „zabawa” już dzisiaj, bo nawet ten Norweg, który jeszcze tego od „dziadzi” się nauczył i tak preferuje te narty z włókien syntetycznych, ale jeszcze potrafią zadziwiająco wprawnie wyginać stare drewno.
To żartem Mietku – nie obraź się czasem. Po prostu mam obawy, że im starszy będziesz miał krzak ( i zgodnie z prawami natury rzeczy mniej „siły w ręku” ), tym oporniej pójdzie Ci to doprowadzenie tego węzła krzewienia do ziemi.
Żywym dowodem na tę moją tezę jestem ja sam! „Trzydzieści kilo” temu mój kręgosłup bez trudu zginał się tak, że wszystko z ziemi mogłem bezszelestnie podnieść! Dziś nawet podniesienie zapałki wywołuje jakieś dziwne „chrupanie, strzelanie”. To te moje objawy starczej degeneracji ( w skrócie lumbago, isiasz, podagra)! Nie inaczej jest z winoroślą, ta na starość bez „wrzątku młodości” może też „chrupnąć” ( ale jak to zrobi nie będziesz musiał się martwić o mrozy i jaki aromat z niej poprzez kominek wydobędziesz )!
Oczywiście im wyżej ją poprowadzisz, tym dłużej będzie Ci się udawało nagiąć ją w ten dołek „po dwu szpadlach” jak napisałeś ( myślę, że nie masz na myśli dziury „do złamania dwóch szpadli”).
Jest faktem, że jak w poradach czytam „kopczyk 30 cm” to się nieco uśmiecham, bo to „odjechana asekuracja”, choć na pewno opóźni wegetację i może wybronić przed rozhartowaniem.
Na dzień dzisiejszy mam prawie wszystko przykryte ziemią do 15 cm, teraz nawet śniegu mnie na to dowaliło ze 30 cm (dookoła jest mniej, ale wybierałem miejsca w „zaciszce” i po przedwczorajszej zadymce śnieżnej ze zdziwieniem zauważyłem, ze jednak w sezonie z „łopatą” nie jak „pies ze sraczką” latałem).
Sądzę, że trzeba przykrywać. Oczywiście nie wszystko. Myślę, ze Izę Z. za 3 lata nie przykryję, lub opatulę tylko „wiechciem” z włókniny, część Labruchn „puszczę na golasa” i fajnie będzie w zimowe, mroźne i słoneczne dni na nie „oko zawiesić” i bez lornetki podglądać. Gorzej...
Gorzej z „wynalazkami” Romana. Prosiłem go o sztobry, pisałem muskat... A ten mnie Susanna’ę również przysłał ( ale cieszę się i z niej i tych wielu innych). Napisz Romku jak Ci ona idzie. Pisałeś kiedyś, że wszystko masz bez folii, czy szyby. Do Zuzann mam „sentyment”, bo kiedyś dawno temu na „harmoszce” oprócz kolęd w Wigilię amerykańskie, „Och Zuzanno”, przy zachwycie Babci „zaiwaniałem” (i też inny sentyment, ale to „rodzinne” sprawy), więc coś ze sztobrami muszę zrobić. Jeśli będzie z tych Zuzann (myślę, ze ta odmiana ma po prostu imię żeńskie) jedna sadzonka (nie pamiętam ile tam było sztobrów, ale kilka) to w szklarenkę wewalę, jeśli więcej to będę miał dylemat – jak to okryć.
Ale wróćmy „na ziemię”! O czym to było? A – o golasach...
No wiec te „Golasy” Labruchnowe pewnie na wys. 60 cm puszczę, będzie i je łatwiej „podglądać” i „doglądać”, ale część odmian u mnie zdecydowanie będę musiał przykrywać! Więc nisko.
Niedawno obejrzałem butlę z gazem, a ona była zabezpieczona do transportu zieloną siatką polietylenową. Taki cylinder o wys. 40 cm z tworzywa, o oczkach 2x2 cm. W sam raz, by tę „koszulkę” na tę winorośli „głowę” ubrać, w otwór u góry przeciągnąć „wegetacji letniej ręce” ( latorośle ), zasypać kompostem, lub drewnianymi wiórami i wiosną, po cięciu, „przez głowę” rozebrać, „gumofilcem” rozgarnąć kompost i siatkę na drugi rok schować. Brakuje kompostu, czy tych wiórów? Liście pomogą. „Pani” ze szkoły, w naszej wiejskiej podstawówce zawsze dzieciaki do grabienia „całej gminy” jesienią spędza, a później stoją worki i nie ma kto je wywieźć. Takie siatki „w kratkę” ( z metra ) widziałem w OBI. Myślę, ze to skuteczne. Trudniej rzeczywiście „okopać” to, na „Guyot”’a. „Royat” w moim mniemaniu jest „okopowo” jeszcze trudniejszy.