No to pewnie to były "nazwy własne", bo bulwy do wsadzenia dostałam od "ogrodniczki staruszeczki". Uwielbiam ją. W ciągu trwania roku szkolnego, dwa razy w tygodniu prowadzę zajęcia z dziećmi w świetlicy środowiskowej. Kierownik świetlicy od dawna ma działkę i czasem zasięgał jej rady. Ona odwiedza nas czasem w świetlicy. Od kiedy i ja mam działkę, kobitka odwiedza również mnie. Bardzo się polubiłyśmy. Dla tej "ogrodniczki staruszeczki" działka to całe życie. Podziwiam jej siłę, bo to naprawdę staruszeczka. Jak ona opowiada o kwiatach, uprawianiu ziemi....Nigdy nie słyszałam, by ktoś opowiadał równie pięknie /nie ujmując nam/
. Słuchając jej opowieści, czuje się zapach, widzi się kolor, słyszy się jak ziemia oddycha i roślinki rosną. Właśnie ta "ogrodniczka staruszeczka" robi mi czasem niespodzianki. Przynosi wiadro krokusików, wiadro bulw, lub chośby małą sadzoneczkę i opowiada, opowiada, opowiada...Jak to przed wojną z kwiatami było, jak to po wojnie z kwiatami było, jak to z kwiatami teraz jest...
"Najtrudniejsze dzieło świata od łatwego trzeba rozpocząć, a największe dokonania od drobiazgów"
Lao Tsy