To na pewno bazylia? Aż się nie chce wierzyć
Moja pietruszka nie przezimowała. Nie wiem, co gorzej zniosła, mróz czy powódź, w każdym razie posiałam nową. Takoż zdechła melisa zalana w warzywniku, ale mam jej jeszcze mnóstwo na różance, gdzie się wysiała w sposób absolutnie niekontrolowany. Chyba przeżyła ciężką zimę szałwia, ale po lubczyku ani śladu, muszę się wybrać znowu do Magdziołka w odwiedziny (bo do Amity daleko, zresztą ona ma duże zużycie na Adaśka, to nie wiem, czy się podzieli
). Aha, szczypiorek jeszcze się pięknie rozrósł i cebulka siedmiolatka (o ile nie przekręciłam nazwy) od Magdziołka, chociaż nie wiem, czy to są dwie różne rośliny, czy jedno i to samo, bo wyglądają nad wyraz podobnie
Z porażek, to zdechły mi maliny. Już puszczały listki, ale druga fala powodzi chyba je dobiła. Mnie to też dobija, niestety, ale się raczej nie poddam, tylko będę musiała przywieźć od jasnej cholery ziemi i podnieść warzywnik po całości. Alternatywnego miejsca brak, bo u mnie już coraz mniej słoneczka na działce, niedługo będzie huczał gęsty bór nad głowami... Chociaż bór to chyba iglaste?
Brzezina w każdym razie
Jeżyn w każdym razie też raczej nie będzie, co nie zmarzło to się utopiło, ale patrz powyżej, będę walczyć i sadzić aż do skutku! Agrest zipie, choć w kałuży, czereśnia też, choć ją mszyce tak obsiadły, że szkoda gadać (ale już sobie nie poucztują, hehe, ma się ten opryskiwacz w pogotowiu
). Jedna wiśnia i dwie śliwki nadal jakoś żyją, chociaż co to za życie... I to koniec mojego stałego inwentarza warzywnikowego... A, nieprawda, zapomniałam o borówce amerykańskiej. Przesadziłam je kilka tygodni temu do warzywnika właśnie i odpukać, tfu, tfu, chyba nic im nie będzie. Przynajmniej borówka się nie boi wody, czego nie można powiedzieć o winogronach, Elu, Romku, z bólem zawiadamiam, że niestety, z takim trudem wciśnięte mi sadzonki nie przetrwały tej zimy i co gorsza, odwilży