Feng shui

ogólne rady, porady, sposoby, sugestie, opinie, dyskusje...

Feng shui

Postautor: Cebulka » wt sty 11, 2011 1:13 pm

Feng shui
. [20.11] 01:27 cicho_borowska
Belvo jeśli Ci jeszcze smutno, wejdź na stronę www.kuklinscy.pl Tam wejdź w zakładkę "feng shui, dalej "tajemnice feng shui", znajdź opowiadanie "feng shui w moim życiu...". Poczytaj, popłacz i gwarantuję Ci, że będzie to jedno z najbardziej twórczych popłakiwań w twoim życiu.
********************************************************************************************
[20.11] 09:10 koliberek
cicho_borowska - super ta stronka o feng-shui, dzieki musze się blizej zainteresowac tym tematem
********************************************************************************************
[20.11] 09:57 *kati
cicho_borowska - czy Ty interesujesz sie głębiej tajnikami sztuki feng shui? To bardzo ciekawe, kiedys lubiłam sobie na ten temat poczytać.
********************************************************************************************
[20.11] 11:44 cicho_borowska
Koliberku cieszę się, że podoba się Ci moja stronka o feng shui. Kati ja zajmuję się feng shui zawodowo i z pasji.
********************************************************************************** **********
[20.11] 12:00 Cebulkaa
cicho_borowska - to może spróbujesz polskimi literami przybliżyc nam poprawną wymowę feng shui? Bo ja ją słyszałam raz, ale zupełnie nawet nie skojarzyłam, że to o to chodzi Oczywiście że jak się to powie w ten sposób to niewiele osób zrozumie, ale warto chyba tak dla siebie to wiedziec
********************************************************************************************
[20.11] 13:42 koliberek
cicho_borowska - wow to naprawde Twoja stronka - gratulacje, swietne zainteresowania i napewno fajnie jest pogodzic hobby z pracą zawodową. Poczytałam sobie troszke wyznaczyłam la sibie i mojej rodzinki liczbę KUA i sprawdziłam czy mam dobrze dom zaprojektowany, ale mam watpliwości. Poczytam sobie więcej na tej stronie jak będe miała chwilke
********************************************************************************************
[20.11] 16:56 Onaela
Cicho-borowska-stronka piękna,gratulacje!
...ale jeśli o mnie chodzi,to sama nie wiem czy w to wierzę....Kiedyś czytałam ,ze Chińczycy stworzyli i teraz reaktywują tą naukę dla europejczyków w celach komercyjnych .ale pewnie cos w tym jest....a jeśli nie ma ,a wierzymy ,ze jest,to tez bedzie efekt placebo. Przepraszam Cie Cicho-borowska,pewnie Ci sie naraże,ale taka juz jestem,ze prawie zawsze mówie/piszę to co myślę
Cebulko-czytamy:"feng-szuej"(wiatr i woda)
********************************************************************************************
[20.11] 17:40 cicho_borowska
Feng shui wymawia się Fung Szłej. W Fung "u" jest takie nosowe i mówi się ten wyraz tak króciutko. Ja mówię tak, jak jest zazwyczaj mówione w Polsce, czyli Feng Szui. Czy działa? Jeśli odrzuci się zabobony, które wkradły się do tej nauki, to działa. Podstawą klasycznego Feng Shui nie są zabobony, czy dziwne zabiegi i itp. Podstawą jest zrozumienie teorii zmienności i harmonii we wszechświecie. Feng Shui jest tak przydatne w architekturze, jak biodynamika w ogrodnictwie. Nigdy nie obrażam się, gdy ktoś nie wierzy. Ja też we wszystko nie wierzę, ale zbyt wiele widziałam, żeby lekceważyć tę wiedzę. Dzięki za pochwałę stronki. Bardzo dużo serca w nią włożyłam.
********************************************************************************************
[20.11] 20:47 Onaela
Cicho-borowska,zeby nie wyjsc na ignorantke,musze sie bronic
Niedawno czytałam ksiazkę"Feng shui w ogrodzie"czy jakos tak i tam spotkalam sie z taka wymową,jak przytoczyłam.Teraz zerknęłam w Google i tez znalazłam cos takiego:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Feng_shui
********************************************************************************************
[21.11] 09:11 Słoneczko2006
Zaintrygowało mnie FENG-SHUI może tam coś znajdę na uspokojenie mojej niespokojnej natury nic dziwnego wszak moim żywiołem jest ogień.
********************************************************************************************
[29.12] 17:35 cicho_borowska
A oto, jaką moc mają poszczególne drzewa.

BRZOZA
Rośnie chyba najszybciej ze wszystkich drzew. Wiosną jej jasne listki rozwijają się błyskawicznie, pokrywając nagie gałęzie zieloną mgiełką. Zebrany teraz sok doskonale działa na nerki i cerę, a nalewka z młodych pączków poprawi stan zniszczonych pod zimową czapką włosów. Brzoza pomoże nam również wtedy, kiedy mamy kłopoty z nieszczerymi ludźmi w naszym otoczeniu, kiedy komuś nie ufamy, a nasza intuicja milczy. Przebywanie wśród brzóz obudzi naszą podświadomość i zdolność do odróżniania prawdziwych przyjaciół od zakamuflowanych wrogów. Powinniśmy przytulić się do tego drzewa także wtedy, kiedy musimy podjąć kłopotliwą decyzję lub nie widzimy wyjścia z jakiejś sytuacji. Dzięki brzozie łatwiej nam będzie odkryć nowe, nie uświadomione możliwości.

WIŚNIA
To bardzo pożyteczne drzewo. Sok z jej pysznych owoców jest szczególnie zalecany niskociśnieniowcom, a napar z suszonych ogonków wiśni pomaga na kaszel, wspomaga też przemianę materii. Z wiśnią powinny bliżej zaprzyjaźnić się osoby, którym nie układa się małżeńskie pożycie, zwłaszcza w sferze erotycznej. Wiśnia po prostu promieniuje namiętnością i seksem. Należy jak najczęściej się do niej przytulać - najlepiej we dwoje. Jeśli ktoś jest szczęśliwym posiadaczem wiśniowego sadu, podczas kwitnienia drzew może w nim spędzać całe dnie. Właśnie wtedy działanie wiśni jest najsilniejsze. Znikną w nim wszelkie erotyczne zahamowania.

LIPA
Wszyscy wiemy, że herbata z lipowego kwiatu przynosi ulgę w chorobach z gorączką. Mniej ludzi wie, że lipa wspiera nas w miłosnych perypetiach. W odróżnieniu od wiśni, to drzewo leczy raczej duszę niż zmysły, pomaga osiągnąć uczuciową harmonię i równowagę wewnętrzną. Szukajmy w lipie wsparcia, kiedy targają nami miłosne rozterki, a rozum i serce ciągną nas w dwie różne strony. Kontakt z lipą pomoże podjąć właściwą decyzję, choćby była trudna, ułatwi rozeznanie się w mglistym krajobrazie uczuć i znalezienie właściwej drogi. Doda też stanowczości i łagodnej pewności siebie. Przytulaj się do lipy codziennie, opierając czoło o korę, przynajmniej przez pięć minut.

BUK
Zamieszkać wśród buczynowego lasu to tak, jakby codziennie pić ze zdroju młodości i szczęścia. Potężna pozytywna energia buka promieniuje daleko. Rozjaśnia nasz umysł, dodaje sił duchowych, wymywa z pamięci złe wspomnienia. Kontakt z tym drzewem to swoiste katharsis, oczyszczenie. Przytulanie się do buka polecam zwłaszcza osobom, których praca lub codzienne życie obfitują w stresy, a także tym wszystkim, którzy mają kłopoty z krążeniem, koncentracją, apatią. Codzienny kontakt z bukiem podziała jak zastrzyk sił witalnych. Profilaktycznie powinniśmy odwiedzać to drzewo przynajmniej raz w tygodniu. Jeśli ktoś ma taką możliwość, powinien zasadzić choćby jeden buk koło swego domu.

JODŁA
Olejek jodłowy stosuje się do inhalacji przy schorzeniach dróg oddechowych, bowiem działa wykrztuśnie i antyseptycznie. Napar z jodłowych igieł pomaga przy zapaleniach i trudno gojących się ranach.
Kontakt z jodłą przyniesie ulgę wszystkim tym, którzy się wiecznie zamartwiają zarówno tym, co się wydarzyło, jak i - na wszelki wypadek - tym co dopiero może się zdarzyć. Jodła pomaga nabrać dystansu, dodaje otuchy i odwagi do walki z przeciwnościami. Zwalcza niszczące uczucie zazdrości, oddala troski, wzmacnia nadzieję. Ponieważ na nizinach dość trudno znaleźć jodłę, osoby skłonne do pesymizmu powinny przynajmniej w czasie wakacji jeździć w góry, aby naładować się jej pozytywną energią na cały rok.

SOSNA
Spacer po sosnowym lesie to doskonałe lekarstwo na wszelkie dolegliwości gardła. Powszechnie stosowany jest też sosnowy syrop na kaszel. Zewnętrznie stosuje się napar przy schorzeniach reumatycznych.
Pobyt wśród tych popularnych w naszym kraju drzew jest też bardzo pomocny w nerwowych okresach życia. Wpływ sosny zmniejsza stres, głęboko dotlenia organizm, rozjaśniając przy tym umysł. Przytulenie się do niej pomoże szybko odzyskać utraconą równowagę, wyciszyć gniew, odzyskać dobry nastrój i poczucie humoru. Wiosną drzewo to wydziela żywice wyjątkowo obficie, warto więc zaaplikować sobie sosnowe inhalacje na "wieczną" chrypkę i nadmiar stresów.

OLCHA
Napar z kory olchy działa przeciwgorączkowo, ściągająco i aseptycznie. Zewnętrznie stosuje się wywar z liści do płukania dziąseł i przy chorobach dermatologicznych. Energia olchy pobudza intuicję, wspomaga wewnętrzne siły człowieka, stymuluje rozwój duchowy. Jest życzliwa osobom rozwijającym zdolności wróżbiarskie. Ale uwaga! Będziesz mogła/mógł bez przeszkód korzystać z jej mocy pod warunkiem, że pragniesz czynić jedynie dobro. Ludzie źli nie otrzymają od olchy nic, prócz serii rozczarowań. Jeżeli natomiast Twoje serce jest czyste i życzliwe innym, olcha pomoże rozwinąć w Tobie nadprzyrodzone zdolności, "nauczy" zaglądania w przyszłość. Ale pamiętaj, aby nie igrać z tajemnicą. Sił olchy nie należy nadużywać!

WIERZBA
Kora wszystkich gatunków wierzb działa przeciwgorączkowo, przeciwbólowo i uspokajająco. Stosuje się ją w bezsenności, nerwobólach i migrenach, a także przy krwawieniach wewnętrznych. Działanie wierzby na ludzką psychikę jest szczególne. Uważa się, że energia tego drzewa wzmacnia aktualny nastrój człowieka. Należy więc przytulać się do wierzby w chwilach szczęścia, aby to uczucie utrwalić na dłużej, i omijać ją z daleka w chwilach depresji i smutku. Dzieje się tak dlatego, że energia wierzby porządkuje uczucia i zmusza człowieka do konfrontacji z istniejącym stanem rzeczy. Mobilizuje również do podjęcia decyzji i do konkretnego działania.

KASZTANOWIEC ZWYCZAJNY
Wyciąg z kwiatów kasztanowca zapobiega powstawaniu żylaków, a także hemoroidów. Wzmacnia również ścianki naczyń włosowatych i działa przeciwobrzękowo przy urazach narządów wewnętrznych. Maść z owoców pomaga na reumatyzm. Drzewo to, oprócz ciała, leczy także duszę i złamane serce. Kontakt z kasztanowcem uspokaja, uśmierza lęki, pomaga wrócić do równowagi podczas duchowych rozterek. Przywraca wiarę w ludzką dobroć i daje nadzieję na przyszłość. Przytulaj się do kasztanowca, jeśli czujesz, że wszystkiego Ci się odechciewa i masz wrażenie, że nie ma po co żyć, skoro świat i tak zmierza ku zagładzie. Kasztanowiec użyczy Ci swojej pozytywnej energii i doda sił na dalszą życiową drogę.

DĄB
W lecznictwie najczęściej używa się wyciągu z kory dębu. Działa on przeciwzapalnie i ściągająco. Stosuje się go w krwawieniach wewnętrznych i schorzeniach przewodu pokarmowego. Zewnętrznie pomaga w chorobach dermatologicznych i stanach zapalnych jamy ustnej. Nasi przodkowie zbierali się pod dębami na narady wojenne - wiedzieli, co czynią! Dąb działa bardzo energetyzująco i stymulująco. Dodaje chęci do działania, mobilizuje do wysiłku, wzmacnia psychikę. Okres rekonwalescencji po chorobie najlepiej spędzić w cieniu dębu, mocno opierając się o jego pień. Po dwóch tygodniach takiej kuracji poczujesz się jak nowo narodzony.

JARZĘBINA
Suszone lub świeże kwiaty i owoce jarzębiny stosuje się przy biegunkach, schorzeniach nerek i wątroby, a także w niedoborach witaminy C. Do jarzębiny powinny przytulać się osoby, które fala życia unosi niczym meduzę. To piękne drzewo pomaga skonkretyzować plany na przyszłość, a przede wszystkim wprowadzić je w czyn. Wspomaga silną wolę, dodaje stanowczości, energii, odwagi i siły przebicia. Sprzyja samodzielnemu kierowaniu swym losem, chroni od niepewności i pomyłek. Jeśli czujesz, że Twoja niezależność jest zagrożona, codziennie przynajmniej przez pięć minut opieraj czoło o pień jarzębiny, a nabierzesz pewności siebie.

BEZ CZARNY
Sok z owoców i kwiatów czarnego bzu pomaga przy nieżytach dróg oddechowych, a także uspokaja, wzmacnia system nerwowy i reguluje przemianę materii. Podnosi także ogólną odporność organizmu.
Kontakt z czarnym bzem nasyca życiową energią i mobilizuje do działania. Zwalcza przygnębienie, dodaje otuchy i radości życia. Przywraca wiarę we własne siły, obdarza odwagą, pomaga obiektywnie spojrzeć na problemy. Bez wzmacnia psychikę i witalność. Pozwala długo zachować młodość i atrakcyjny wygląd. Do bzu trochę trudno się przytulać, ponieważ właściwie nie ma jednego, grubszego pnia, ale zadziała tak samo, gdy będzie dotykany i głaskany.
********************************************************************************************
[12.01] 23:33 cicho_borowska
Co do bambusów to o hodowli niewiele mogę powiedzieć, ale znam inne ciekawostki z dziedziny chińskiej.
Bambus jest symbolem tradycji w stosunkach międzyludzkich- skromności. Związane jest to z jego budową. Wnętrze bambusa ("serce") jest puste, a puste serce (bez życzeń) w kulturze Chin oznacza skromność. Często jest również nazywany "szlachetnym sercem", ponieważ nigdy się nie zmienia. Latem, czy zimą stoi prosto i dumnie. Po wsadzeniu do ognia pęka wydając ogromny trzask. Uchodził zatem za pogromcę demonów, dlatego w dawnych czasch stosowano go jako sztuczne ognie rozpoczynające Nowy Rok, czy inne uroczystości. Póżniej miał zapanować spokój i pokój. W malarstwie symbolizuje mężczyznę. Malowany z gałązką śliwy symbolizuje kobietę i mężczyznę. Malowany ze śliwą i sosną symbolizuje trzech przyjaciół. Produkowano również papier bambusowy. Papier i wszelkie słowo pisane otaczone było w Chinach wielką czcią, dlatego bambus jest również nośnikiem mądrości. Istnieje takie przysłowie " Człowiek bez mięsa staje się chudszy, a bez bambusa grozi mu wulgarność".
*****************************************************************************************
[20.09] 10:03 cicho_borowska
Czlowiek jest częścią natury. Mialby być mniej ważny od roślin? No co ty Emmi.
Opowiem Ci historię o Słońcu i o Ziemi, której od Chińczyków się nauczyłam. Ziemia ma w swym wnętrzu jądro, o czym wszyscy wiemy. Kiedy Ziemia, krąży wokół Słońca po elipsie, następują cztery przełomowe momenty, w energetyce tego jądra. Dwa przesilenia i dwie równonoce. Wraz z nimi zmienia się aktywność jądra. Ta, którą Chińczycy nazywają Chi Ziemi. Wszystko zaczyna się wtedy, kiedy jest równonoc wiosenna. Wtedy w swym ruchu wokół Słońca, Ziemia oddala się od Słońca. Potrzebna jest większa aktywność jądra, byśmy nie odlecieli w kosmos. Ten czas jest jak odpalacz energetyczny. Silna energia wielkim, żywym strumieniem płynie z jądra ku powierzchni Ziemi. Płynie i płynie, aż do przesilenia letniego, kiedy to uzyskuje swój kulminacyjny moment. Wtedy wszystko kipi, aż energetycznie w jądrze Ziemi, buzuje, bucha. Ale moment przesilenia mija i zbliżamy się ku równonocy jesiennej. Energia jądra Ziemi uspokaja się wycisza. Zbliżamy się do Słońca i nie musi być tak silnego przyciągania. Energia jądra ziemi uspokaja się i kieruje ku wnętrzu planety. Mija równonoc jesienna. Ziemia zbliża się coraz bardziej do przesilenia zimowego. Jest blisko słońca. Chi Ziemi, nie musi być już taka aktywna, bo przyciąganie jest słabsze. Więc w jądrze Ziemi na czas przesilenia zimowego robi się tylko energetyczne bul, bul, bul. Takie małe bulgotanie. Tym czterem fazom Chińczycy przypisali Pięć Elementów. Równonoc wiosenna- Drzewo, przesilenie letnie- Ogień, równonoc jesienna- Metal, przesilenie zimowe- Woda. Na każde 21 dni, przed przesileniami i równonocami przypada energia stabilizacji, unormowania energetyki- Ziemia. Tym Pięciu Elementom- przyporządkowali Chińczycy wszystko co we wszechświecie, każde zjawisko- również emocje.
Drzewo to siła parcia do przodu, entuzjazm, wzrastanie, rozwijanie, kreatywność także NADZIEJA. Ogień to pulsacja, największa aktywność, także WŚCIEKŁOŚĆ. Ziemia to gromadzenie, stabilizacja, także ZBIERANIE PLONÓW. Metal to uspokojenie, utwardzenie, także WYCISZENIE. Woda to oczyszczenie, odpoczynek, snucie planów, także WYBACZENIE. Tak to już jest Droga Emmi, że puki Ziemia będzie krążyła wokół Słońca te Pięć Elementów przewija się przez nasze życie. Bo jesteśmy częścią wszechświata i podlegamy takim samym prawom. To piękne i proste. Koła zataczają się, tak jak nasza planeta krąży wokół Słońca.
W miłości jest podobnie od zakochania- do rozstania. Myślę, że masz klasyczny syndrom kiedy po entuzjazmie Ognia, coś nie wypaliło z elementem Ziemi, czyli z końcem budowy. Więc tu jest problem, który ty zostawiłaś i nie masz na razie siły się z nim uporać. To jednak nie jest rozwiązanie, bo nie przyjdzie do ciebie Metal i Woda, czyli uspokojenie i odpoczynek. A po nich Drzewo, czyli nowa siła i energia. Emmi nie da się tak, żeby po lecie była wiosna. Odpocznij, a później zmierz się z jesienią i zimą.
Jeden z moich nauczycieli, bardzo mądry człowiek nauczył mnie- jak nie wiesz co zrobić w jakiejś sytuacji, to zrób dwa kroki do tyłu i nie przyjmuj do tej sytuacji żadnych preferencji. Przyjrzyj się jej z boku, jakby nie dotyczyła ciebie. Wtedy pojawi się rozwiązanie. To trudne, ale możliwe.
Tak więc Emmi wracając do tematu. Sfiksował Ci element Ziemi, zbieranie plonów. Trudno trzeba pozbierać co się da, znaleźć nową ekipę, posprzątać samemu. Wtedy przyjdzie Metal, czyli wyciszenie i konieczne będzie wybaczenie – mężowi, nieudolnym robotnikom, wszystkim, którzy cię wkurzyli, zastanowienie się co można zrobić, by było Ci lepiej – to będzie Woda. Wtedy przyjdzie do Ciebie nowa energia – energia Drzewa. Oczywiście jeśli zechcesz
********************************************************************************************
[20.09] 10:21 cicho_borowska
A co mi tam to w kilku postach prześlę opowiadanie o kilku latach mojego życia. Może obudzi w kimś pozytywne emocje... Ono jest jednak w sposób szczególny dla ciebie Emmi.
„FENG SHUI W MOIM ŻYCIU, CZYLI HISTORIA PIĘCIU PRZEMIAN NA DRODZE DO POSZUKIWANIA WŁASNEGO TAO”
"Nim odpocząć Ci przyjdzie,
zmienisz w sobie
barwy, one niczym
Kwiaty rozkwitnąć muszą,
zaczarować życie swoimi
zapachami."
Maria
METAL jest dzieckiem Ziemi, która rodząc go staje się Matką. Przypisano mu porę roku jesień, porę dnia wieczór, kolory biały i szary z metalicznym połyskiem. Jego energię charakteryzuje proces zmian takich jak utwardzanie, wycofanie do wnętrza.
Kobieta Metalu kolejny dzień swojego życia rozpoczęła od ulubionego zajęcia. Postanowiła pomyśleć o minionym czasie i o tym, co ją spotkało. Rozdrapywanie starych ran, stało się jej specjalnością. Myśli Kobiety Metalu pobiegły do okresu, gdy zaczynając „życie od nowa” zdobywała nowy zawód. Uczyła się wielu rzeczy. Zdawała niezwykle trudny egzamin. Rozpoczęła pracę. Odpowiedzialną, wymagającą ogromnego zaangażowania, dyscypliny, sumienności i nieźle płatną. Swoją postawą zdobyła uznanie szefa, rodziny i znajomych. Była z siebie bardzo dumna.
Wtedy nadszedł przełomowy dzień. Wraz z rodziną odbywała pielgrzymkę na Jasną Górę. Chciała podziękować za tak wspaniałe życie. Jej serce rozpierała radość i wszystko wokół wydawało się piękne. Jasną Górę zawsze postrzegała jako miejsce wyjątkowe. Modląc się w kaplicy Matki Bożej, zwróciła uwagę na urnę, do której pielgrzymujące osoby wrzucały napisane na niewielkich karteczkach prośby i intencje. Kobieta również sięgnęła po karteczkę i napisała na niej: „ CHCIAŁABYM POZNAĆ SWOJE PRAWDZIWE POWOŁANIE I ZAWSZE ROZUMIEĆ WŁASNE DZIECI.”
Czemu zrobiła to i dlaczego napisała takie właśnie słowa skoro pragnęła podziękować za wspaniałe życie? Podczas dalszych spacerów i przemyśleń na terenie klasztoru, potknęła się. Poczuła silny ból w kostce. Nie chcąc psuć nastroju rodzinie i zakończyć pielgrzymki, wytrzymała. Po powrocie do domu noga bolała. Koniecznością stała się wizyta u lekarza. Stopę unieruchomiono w gipsie. Sama nie wie, co wtedy czuła. Ulgę, że noga boli mniej? Panikę, co będzie dalej? Radość, iż trochę czasu odpocznie w domu? Wszystkie te myśli kotłowały się w jej głowie, a serce drżało z niepokoju. Wiedziała, że w firmie nie toleruje się zwolnień lekarskich. Nie mogła jednak przemieszczać się o kulach na drugi koniec miasta. Nie mogła, czy też nie chciała? Sześć tygodni unieruchomienia wykorzystała na nadrobienie zaległości w lekturze. Gdy zdjęto gips, okazało się, że noga wymaga rehabilitacji, które miały trwać kolejne dwa miesiące. Kobieta, wciąż jeszcze o kulach, natychmiast udała się do firmy, by w rozmowie z dyrekcją ustalić, co dalej i jak wygląda jej sytuacja. Zapewniano, że jako ceniony pracownik nie musi obawiać się utraty stanowiska. Praca po powrocie ze zwolnienia lekarskiego nie była łatwa. Pracowała intensywnie w godzinach pracy i po godzinach. Zrobiła listę spraw do załatwienia. Wykreślała z niej to, co zostało wykonane. Zrobiła już bardzo wiele lecz ciągle narażona była na szykany ze strony dyrekcji. Nagle stała się złym pracownikiem. Nie mogącym podołać obowiązkom. Szef robił jej awantury. Pewnego dnia Kobieta nie wytrzymała. Złożyła wypowiedzenie i to ona zrobiła awanturę. Następnego dnia zamiast do firmy udała się do lekarza, po dalsze zwolnienie lekarskie. Stchórzyła i uciekła, by nigdy nie wrócić do tego piekła. Wydawało jej się, że już po wszystkim, ale to był dopiero początek problemów. W firmie zawrzało. Wciąż docierały do niej jakieś wiadomości o byłych pracodawcach, którzy również do Kobiety zapałali nienawiścią. Jako wpływowi ludzie skutecznie utrudniali znalezienie nowego zatrudnienia. Środowisko, w którym pracowała jest dość szczelne, a wiadomość jak złym pracownikiem była Kobieta obiegło je. Skupiona na swym cierpieniu Kobieta pogłębiała się w tym stanie. Obdarta z poczucia własnej wartości, zgorzkniała, rozgoryczona, wypełniła się kolorem szarym. Stała się niczym twardy kawał żelaza. Stała się Kobietą Metalu. Żyła, lecz była jakby obok codziennych spraw. Nie zajmowała się jak należy domem, mężem i dziećmi. Nie miała na to czasu. Potrzebowała wciąż utwardzać swoją metalową postać. Dbać o nią. Gdy tylko zauważała malutki uszczerbek spowodowany chwilą radości w sercu, natychmiast wyciągała smutki i rozterki. Niczym ostry sztylecik wbijała je w swoje serce. Myślała przy tym, a masz ty serce za swoje, przecież zraniono cię tak bardzo. Serce kurczyło się w niej, wysychało, więdło. Uszczerbek wypełniał się, postać twardniała, scalała się i znów pozornie wszystko było porządku. Była przecież Kobietą Metalu. Cierpiała ona i jej rodzina. Tak upłynął prawie rok jej życia.
W tym właśnie dniu, gdy po raz nie wiadomo który roztrząsała to wszystko, zatroskany mąż przekonał ją, by zrobiła coś ze swoim życiem. Decyzja to rozpoczęcie nauki Feng Shui, które od dawna interesowało Kobietę Metalu. Tego dnia mężczyzna Kobiety Metalu znalazł dla niej lekarstwo na cierpienie. Skierował jej myśli ku innym torom, a życie na nową ścieżkę. Rozpoczął się I semestr nauki. Kobieta Metalu początkowo łapczywie kilkakrotnie przeczytała otrzymane podręczniki, by po jakimś czasie zacząć studiować je dokładnie. Poznawała kulturę Chin, nowe filozofie i podłoże, na gruncie którego powstało Feng Shui. Przede wszystkim zaś Kobieta Metalu zaczynała rozumieć, czym jest Tao i jakie są jego prawa. Wiele rozmyślała o swoim życiu. Wracała do bardzo odległych czasów dzieciństwa. Prostowała ścieżkę, po której kroczyła. Analizowała każdy postawiony na niej krok. Starała się zauważyć wszystkie zbudowane przez nią samą przeszkody. Uprzątała pozostawione śmieci. Doszła wreszcie do czasów teraźniejszych i stanęła naprzeciw wielkiej góry. Wiedziała, że trzeba ją pokonać, więc zaczęła się wspinać coraz wyżej i wyżej. Droga nie była łatwa, lecz w miarę pokonywania kolejnych progów jej umysł myślał jaśniej i logiczniej. Po raz pierwszy od wielu dni spojrzała na niedawne problemy bez złości. Wszelkie negatywne uczucia odeszły. Wiedziała, iż zbyt mocno złamała odwieczne prawo Natury, by nie ponieść konsekwencji tego. Skoncentrowana na pracy zawodowej widziała własną osobę lecz nie potrafiła spojrzeć na nią przez pryzmat otaczającego świata. Za wszelką cenę chciała odzyskać dobrą pozycję w firmie. Uważała, że tak jest dobrze. Tak być powinno. Nie była świadoma, że skrajne Jang, przyciąga Jin. Emocje wzrastały w niej niczym nawałnica, by wreszcie w dniu, gdy złożyła wypowiedzenie i zrobiła awanturę w firmie, wybuchnąć. Tak, jak po burzy nastaje cisza, tak i ona również uciszyła się. Niestety, każda gwałtowna burza wyrządza szkody, które trzeba naprawić. Nie radząc sobie z tymi naprawami, ona ubolewała nad stratami stając się Kobietą Metalu. Oddając się we władanie energii tego Elementu wszechświata na długi czas. Teraz poruszyła w sobie serce i pozwoliła mu bić w wybranym przez nie rytmie. Nie była już załamana i smutna, twarda i zestalona. Skruszyła się stalowa powłoka. Kobieta Metalu spojrzała w lustro i zauważyła, iż dokonała się pierwsza Przemiana. Stała się Kobietą Wody.
********************************************************************************************
[20.09] 10:21 cicho_borowska
WODA – jest Dzieckiem Metalu, który rodząc ją staje się Matką. Przypisano jej porę roku zimę, porę dnia noc, kolory niebieski i czarny. Charakteryzuje ją proces zmian takich jak czas pozornego bezruchu, spokoju. Kobieta Wody wypełniła się kolorem niebieskim i stała się gotowa przystosować do nowego naczynia, w które ją przelano. Rozpoczął się intensywny proces zamierania tego, co było dawniej. Był to proces bardzo pozytywny. Po raz pierwszy od wielu miesięcy pomyślała o dawnych wrogach bez nienawiści. Wybaczyła im. Czuła nawet pewną ulgę, że zmusili ją do odejścia z pracy. Życzyła, by oni również potrafili zajrzeć w swoje serca. Teraz miała dużo czasu tylko dla siebie i mogła spokojnie kontynuować naukę. Zgłębiała tajemnice Pięciu Elementów i ich wzajemnych oddziaływań na siebie. Rozmyślała o tych zależnościach we wszelkich możliwych aspektach. Zgłębiała podstawy Księgi Przemian. Nie mogła doczekać się, kiedy nadejdzie odpowiedni czas na zbiór łodyg krwawnika. Chciała w pełni cieszyć się rozmowami z Księgą. Rozmyślała nad istotą wiedzy, którą zdobywała. Rozumiała wciąż więcej i więcej wiedziała. Patrząc na bochenek chleba widziała nie tylko podstawowe pożywienie dla swojej rodziny, lecz również łan zboża kołyszący się na wietrze, rolnika stojącego na skraju pola, przesłaniającego ręką oczy i patrzącego w niebo, czy nie nadciąga niebezpieczeństwo zagrażające plonom. Czuła kroplę potu, która skapnęła, gdy w upalny dzień zbierano ziarno. Widziała piekarza mieszającego z namaszczeniem ciasto na ten chleb i wyciągającego z radosną miną rumiane bochenki z pieca. Tak postrzegała świat. Poniosła ją delikatna fala spokoju i wewnętrznego wyciszenia, a ona dawała się tej fali kołysać. Tego potrzebowały jej ciało i dusza. Pewnego dnia Kobieta Wody czując, że nie jest już małym strumyczkiem, lecz niewielką rzeczką, uznała, iż nadszedł czas wyjścia do ludzi. Postanowiła ukończyć kurs dla wychowawców kolonijnych, aby w czasie wakacji wyjechać do pracy. Pierwsze kroki nie były łatwe. Znalazła się pośród dużej grupy osób znacznie od niej młodszych. Czuła w sobie wiele oporów przed publicznym wystąpieniem. Zrozumiała, że jeszcze nie została uleczona, lecz przełamała się i nadal uczestniczyła w kursie. Spostrzegła, że inni nie wytykają jej palcami, akceptują ją. Odetchnęła z ulgą. Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Zakończył się I semestr nauki. Kobieta Wody czekała na wyjazd, by po raz pierwszy sprawdzić się jako opiekunka młodzieży. Nadszedł ten dzień. Pełna obaw i wątpliwości Kobieta Wody wkraczała w nową rolę. Trafiła na grupę młodzieży 13-16 letniej, w której znajdowały się dzieci z patologicznych rodzin. Nie mając żadnego doświadczenia, nie wiedziała, czy poradzi sobie. Pierwsze dwa dni były próbą kto silniejszy i ważniejszy. Czuła, że choć nie stosuje drastycznych metod, wygrywa. Działając stanowczo, lecz z dobrocią i łagodnością, uśmiechem łagodziła trudne chwile. Po raz pierwszy od długiego czasu sięgnęła po gitarę. Chciała dać sobie i innym radość śpiewania, które niegdyś było jej wielką pasją. Całym sercem pragnęła dać tym dzieciom miłość. Starała się je zrozumieć. Razem pracowali przy oczyszczaniu z kamieni boiska piłki nożnej, razem śpiewali, bawili się, rozmawiali o życiu. Kobieta Wody otoczyła ich swoją opieką. Wypłukiwała troski. Wygładzała kształty. W całej swej ofiarności, była jednak mądrzejsza niż kiedyś. Wiedziała, że powinna pozostawić sobie margines, który da jej moment wytchnienia. Wstawała wcześnie rano i biegła boso nad jezioro. Pływając intensywnie rozgrzewała w sobie krew. Unosząc ciało na tafli wody jednoczyła się z Naturą. Delektowała się ciszą i spokojem. Tak zdobywała siły na resztę dnia. Ofiarowując młodzieży siebie, swój czas i wiedzę, Kobieta Wody otrzymała w zamian wielkie dary. Odzyskała poczucie własnej wartości, pewność siebie, radość i energię młodości.
Pewnego dnia, tuż przed końcem turnusu, Kobieta Wody rozmyślała o tym, czego się nauczyła i co dostała. Zrozumiała, że nie wystarczy jej już tylko powolne kołysanie fal. Stała się silna i potężna. Energia Wody w pełni rozkwitła. Zerknęła w taflę jeziora i zrozumiała, iż dokonała się kolejna Przemiana. Stała się Kobietą Drzewa.
********************************************************************************************
[20.09] 10:23 cicho_borowska
DRZEWO - jest Dzieckiem Wody, która rodząc je staje się Matką. Przypisano mu porę roku wiosnę, porę dnia rano, kolor zielony. Energia Drzewa symbolizuje procesy zmian takie jak wzrastanie, ruchu ku górze. Kobieta Drzewa pomimo upalnego lata, stała się niewielką roślinką, która wraz z nadejściem wiosny wygląda ciekawie na świat. Kruchym pędem z kilkoma listkami i delikatnymi korzeniami. Wtedy jeszcze nie wiedziała, czy wyrośnie na piękne, potężne drzewo. Korzystając z uroków lata wypoczywała na łonie Natury. Słuchała szumiących opowieści starych drzew w potężnym lesie. Uczyła się zapachu traw na rozległych łąkach. Wypełniła się zielenią, która stała się jej nowym kolorem. Nadszedł czas upragnionego zbioru łodyg krwawnika, a tuż po nim rozpoczął się II semestr nauki. Kobieta Drzewa chłonęła dalszą wiedzę. Wciąż stawała się silniejsza i mądrzejsza. Wiele pytań zadawała swojej nowej przyjaciółce - Księdze Przemian. Nie zawsze rozumiały się. Kobieta Drzewa dawała sobie jednak czas na zrozumienie odpowiedzi Księgi, a ta cierpliwie czekała, aby to, co zostało powiedziane, stało się jasne. Nie łatwo jest przecież, będąc małym drzewkiem, zobaczyć to, co widzą wielkie drzewa. Wkrótce po tym Kobieta Drzewa miała pewien sen. We śnie była młodą dziewczyną zamieszkującą niewielkie plemię na Syberii. W plemieniu panował pewien obyczaj. Gdy nadchodził czas największych mrozów, głowa rodziny – ojciec, układał na niewielkim, okrągłym piecyku siedem kamieni. Rozpalał ogień w piecu, doprowadzając kamienie do takiego rozgrzania, iż stawały się czerwone. Wówczas wiadomo było, że rodzina przetrwa trudny czas i nie zginie śmiercią przez zamarznięcie. Jeżeli w którymś z domów rozpalanie ognia zakończyło się niepowodzeniem, wszyscy jego mieszkańcy zakładali na siebie niedźwiedzie skóry. Kładli się na łóżkach i zapadali w wieczny sen. Im nie dane było doczekać najbliższej wiosny. Nadeszły czasy wielkiego niepokoju. Wszyscy mężczyźni z wioski udali się na wojnę. Pozostały tylko kobiety i dzieci. Zbliżały się wielkie mrozy. Kto rozpali ogień? Kto uratuje rodzinę? Młoda dziewczyna czuła, że wszyscy liczą na nią, lecz nie wiedziała czy podoła zadaniu. Sytuacja stała się groźna, gdyż pierwsze wielkie mrozy właśnie nastały. Dziewczyna stała bezradna nad rytualnym piecykiem. Nie wiedziała co począć. Wówczas poczuła obok siebie duchową obecność ojca. Mówił jej co ma robić, a ona sprawnymi rękoma rozpalała ogień. Wszyscy czekali w napięciu, czy kamienie staną się czerwone......A one zaiskrzyły niezwykłym blaskiem, ogrzewając dom jak nigdy dotąd. Młoda dziewczyna uratowała swoją rodzinę od śmierci.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to, o czym śniła było zapowiedzią wielkiej próby, którą wkrótce miała przejść.
Pierwsze zwiastuny pojawiły się w firmie męża. Dotychczas prosperowała ona dobrze. Pracy było dużo. Zadowoleni klienci przysyłali kolejnych. Od pewnego czasu dochodziło jednak do nieporozumień. Wspólnik męża często nie pojawiał się w pracy. Nie potrafił rozliczyć pieniędzy wziętych na materiały z kasy firmy. Terminy umów ulegały przesunięciu, gdyż mąż Kobiety Drzewa pracując sam, nie mógł wywiązać się z nich. Niektórzy klienci, nie chcąc dłużej czekać na swoją kolej, rezygnowali z usług. Wspólnik unikał telefonów, rozmów, spotkań. Tłumaczył, że odda pieniądze, lecz nie potrafił powiedzieć kiedy. Zaczęły się kłopoty finansowe. Nie zapłacone składki ZUS, wypłata dla księgowej... Początkowo Kobieta Drzewa i jej mąż regulowali zaległości z własnych oszczędności lecz i te zaczęły się kończyć. Rozdzwoniły się telefony. Kolejni klienci jak gdyby wyczuwając niestabilną sytuację firmy, rezygnowali z usług. Do tego Urząd Skarbowy twierdził, iż spółka źle wystawiła rachunek zaniżając kwotę podatku. Groziła za to duża kara pieniężna. W tym czasie ojciec Kobiety Drzewa ciężko zachorował. Życie gasło w nim z każdym dniem.
Wszystko to do niedawna byłoby ponad siły Kobiety, lecz ona nie była już zwykłą Kobietą. Była Kobietą Drzewa. W sercu wciąż miała ten piękny sen, w którym uratowała swą rodzinę od zguby. Wiedziała, że ma dość siły, by stanąć teraz u boku męża i pomóc mu tak, jak on kiedyś pomógł jej. Nadszedł czas wykorzystania zdobytej do tej chwili wiedzy. Wiedziała, co chce osiągnąć. Główne cele to poprawa sytuacji finansowej rodziny, zapewnienie środków pieniężnych na życie, zdobycie pieniędzy na uregulowanie zaległości w opłatach. Zlikwidowanie firmy będącej poważnym obciążeniem finansowym i psychicznym. Rozwiązanie problemów urzędowych. Rozpoczęcie przez męża nowej pracy, w której nie dzieliłby odpowiedzialności z ludźmi niegodnymi zaufania. Wzmocnienie pozycji męża w pracy tak, by odzyskał zaufanie klientów i aby chętnie z nim współpracowali.
********************************************************************************************
[20.09] 10:24 cicho_borowska
Zaczęła się dokładna analiza przestrzeni życiowej rodziny. Kobieta Drzewa spacerowała po najbliższej okolicy zauważając wciąż nowe elementy otoczenia. Obserwowała widok z okna. Wsłuchiwała się w odgłosy. Ostrzej czuła zapachy. Robiła wiele notatek i rysunków. Kreśliła plany najbliższej okolicy, kamienicy, w której mieszkali, rozkładu piętra… Wszystkie badania prowadziły do jednego wniosku. Miejsce, w którym żyli, z punktu widzenia wiedzy Feng Shui nie nadawało się do życia. Przyszła też refleksja, że skoro zamieszkali w tym miejscu to pewnie ma to sens. Może jest to najważniejsza lekcja Feng Shui?
Kobieta Drzewa i jej rodzina zdecydowali się pozostać w tym mieszkaniu. Żyć tu i teraz. Ponad wszystko Kobieta Drzewa wiedziała coś, co pozwoliło znaleźć jej najważniejsze remedium na zaistniałą sytuację. Mieszkanie w którym żyli, należało kiedyś do jej dziadków. Ludzi bardzo ją kochających. Tu w dzieciństwie spędzała wszystkie uroczystości rodzinne. Wokół ogromnego, owalnego stołu gromadzili się jej bliscy. Tutaj babcia, kobieta bardzo ciepła i radosna, uczyła ją jak szydełkować i haftować. Pokazywała, jak piec ciasto i lepić pierogi. Opowiadała bajki i śpiewała piosenki. W tym miejscu dziadek, mężczyzna znany niegdyś z nieprzeciętnej siły, niesamowicie elegancki, o niezwykłej osobowości i posturze, przekomarzając się z nią, uczył obrony przed napastnikami. Jako małą dziewczynkę tulił w swych silnych ramionach. Wciąż pamiętała jego ciężką rękę głaszczącą małą główkę wnusi i gęste wąsy, kłujące po policzkach, gdy z radością witał ją w swoich progach. Na zawsze zachowała w sercu zapach i klimat tego domu. To była największa broń – Miłość. Już wtedy wiedziała chyba, że wygra bitwę. Energia tego miejsca rozbłysła z dawną siłą tworząc zamknięty krąg w świecie biedy, nędzy i nieszczęść, w którym przyszło im żyć. Znaleźli się wewnątrz tego kręgu. Układali plany jak wykorzystać tą niezwykłą siłę i rozwiązać własne problemy.
Kiedy idąc tak ramię w ramię, pracując i poprawiając Feng Shui swojego mieszkania powoli wychodzili z największego kryzysu finansowego, jaki przydarzył im się odkąd przed 14- laty stali się rodziną, nadszedł kolejny cios. Zmarł ojciec Kobiety Drzewa. Ciężka choroba, która w ostatnim czasie czyniła jego życie pasmem cierpienia, przygotowała ją częściowo na odejście lecz bólu jaki czuła nie było w stanie uleczyć nic. Wraz tatą umarła cząstka jej życia. Zawsze mówiono, że jest jego ukochaną córeczką. Podobną do niego nie tylko fizycznie, lecz również psychicznie. Dziedziczącą jego uzdolnienia muzyczne i piękny głos. Początkowo do Kobiety Drzewa jak gdyby nic nie docierało. Trzeba było pomóc mamie załatwić wiele formalności. Robiła wszystko automatycznie, a z jej oczu nie mogły popłynąć łzy. Ceremonia pogrzebu to jeden wielki koszmar. Wtedy płakała, ale łzy nie przynosiły upragnionego ukojenia. Dwóch tygodni po śmierci taty właściwie nie pamięta. Nie czuła nic. Kiedy wszyscy wychodzili do pracy i szkoły, ona siadała. Siadała, by siedzieć. Nie rozmyślała. Nie płakała. Po prostu siedziała. Siedziała, by siedzieć. W tym czasie nikt chyba nie był jej w stanie pomóc i ona tej pomocy nie oczekiwała. Potrzebowała sama przejść przez ten etap, aby zrozumieć, że ojciec jest cząstką jej ciała, duszy, umysłu. Tego nic i nikt nie odbierze jej. Dotarło do niej, że jest ktoś, kto ucierpiał znacznie bardziej. Mama, która po 45-ciu latach małżeństwa będącego wzorem dla innych, pełnego miłości, wierności, szacunku i oddania, pozostała sama. Kobieta Drzewa znów miała ważne zadanie do wykonania. Chciała pomóc mamie przejść przez okres żałoby.
********************************************************************************************
[20.09] 10:25 cicho_borowska
Nie rozmawiały o śmierci, o bólu. To nie miałoby sensu. Kobieta Drzewa po prostu starała się wypełnić obowiązkami kolejne dni życia mamy. Prosiła o pomoc w sprawach, które niekoniecznie wymagały tej pomocy. Razem robiły pranie, czasami prosiła o zaopiekowanie się dziećmi, zrobienie drobnych zakupów. Nie starała się wypełnić całego dnia mamy. Nie chciała, aby uzależniły się od siebie. Po prostu robiła wszystko, by dać mamie odczuć, że jest potrzebna. Tak przeszły przez etap rozstania z rzeczami pozostałymi po tacie, porządkowania grobu, zagospodarowania miejsca pochówku. Tak, będąc sobie wzajemnie podporą, pożegnały się z jego cielesną obecnością. Bez bólu i rozpaczy mogły o nim mówić. Jego wspomnienie, choć z łezką w oku, budziło uśmiech na twarzy. To był dobry, czuły, opiekuńczy i wartościowy człowiek. Takim na zawsze pozostał w ich pamięci.
Wszystko to razem uczyniło Kobietę Drzewa jeszcze silniejszą. Teraz wiedziała, że w swych konarach może dać schronienie innym, potrzebującym tego. W jej życiu rozpoczął się okres bardzo ważny i owocny. Rozpoczął się III semestr nauki. Wprowadził ją w nowe zagadnienia sztuki Feng Shui.
W codziennym życiu radości przeplatały się z troskami. Przyjazne osoby pomagały spłacać najpilniejsze długi, księgowa firmy, choć nie dostawała wynagrodzenia, chętnie zaoferowała swoją pomoc w wyjaśnieniu Urzędowi Skarbowemu niejasności z fakturą wystawioną niegdyś przez spółkę. Serdeczni ludzie wspierali ich duchowo. Mąż wciąż miał nowe zlecenia, więc pieniędzy wystarczało na bieżące potrzeby. Były też chwile przykre. Awaria bojlera spowodowała zalanie łazienki i pozbawiła ich bieżącej, ciepłej wody, telewizor przestał działać, z garażu skradziono 4 rowery. Kobieta Drzewa wciąż szukała odpowiedzi, czemu wprowadzone zgodnie ze sztuką Feng Shui zmiany w mieszkaniu, nie działają tak do końca.
Pewnego dnia do Kobiety Drzewa przyszła refleksja, że zmiany w mieszkaniu, nie czynią cudów lecz są impulsem do przemian. Przemiana jest wskazaniem kierunku, w którym pragniemy pójść na Drodze Życia. Drodze do wypełnienia swego Przeznaczenia. To prawda tak oczywista i Kobieta Drzewa wiedziała o niej od dawna, lecz w tej właśnie chwili stała się jakaś logiczniejsza, wyraźniejsza. Pobudziło ją to do energiczniejszego działania i przyniosło bardzo pozytywne skutki. Złożenie niespodziewanej wizyty w domu wspólnika doprowadziło do ostatecznego wyjaśnienia sytuacji spółki. W rozliczeniu mąż Kobiety Drzewa otrzymał samochód służący do transportu materiałów i większość narzędzi potrzebnych do pracy. Uregulowano zaległości w ZUS-ie. Wyjaśniono sprawę zakwestionowanej faktury i udowodniono rację firmy. Niefortunna spółka przestała istnieć.
Mąż Kobiety Drzewa mógł teraz bez obciążeń pracować na własny rachunek, a ona wtajemniczała się w niezwykle ciekawe zagadnienia sztuki Feng Shui, dotyczące biznesu i projektowania ogrodów. W czasie gdy słońce grzało już mocno, a lato nadchodziło wielkimi krokami zaproponowano Kobiecie Drzewa pracę wychowawcy podczas turnusu rehabilitacyjnego na kolonii dla dzieci upośledzonych. Miała zaopiekować się pięcioma dziewczynkami. Była to bardzo trudna decyzja, którą trzeba było podjąć z dnia na dzień. Zbliżał się czas pisania prac semestralnych. Dom pozostałby bez kobiecej opieki na 14 dni. Synowie nie ukończyli jeszcze roku szkolnego. Kusząca jednak była propozycja spędzenia dwóch tygodni w innym świecie i zarobienia tak potrzebnej im w tym czasie gotówki. Po rodzinnych obradach ustalono, że Kobieta Drzewa wyjedzie. Zostawi swoich trzech mężczyzn, aby poznać pięć niezwykłych dziewczynek. Oczywiście wtedy jeszcze nie mogła wiedzieć, że będą to dzieci niezwykłe. Tak oto zaczęła się kolejna wielka przygoda Kobiety Drzewa.
Kolonia liczyła 20 uczestników upośledzonych w stopniu bardzo różnym. Dziewczynki, którymi należało się zająć nie miały większych problemów ruchowych i na pierwszy rzut oka sprawiały wrażenie zdrowych dzieci. Miały pewne problemy emocjonalne. W nieco inny sposób postrzegały świat. Jeśli cieszyły się, to do łez, jeżeli denerwowały się, zdolne były wyrządzić sobie krzywdę. Kiedy coś je zainteresowało, oddawały się temu bez reszty, a gdy czegoś nie chciały zrobić, nie było takiej siły, która zmusiłaby je. Początkowo Kobieta Drzewa była zszokowana. Nie przypuszczała, że skoro czekolada jest dobra, należy wysmarować nią całą twarz, by zostało trochę na później. Jeśli coś nas rozbawi, należy turlając się po ziemi śmiać się do bólu i łez. Dziwiło ją, że skoro ktoś lubi skakać na skakance, może to robić przez kilka godzin bez przerwy, a jeśli zakłada się ubranie, to niekoniecznie zgodnie z jego przeznaczeniem. Przecież wystarczy po prostu przystroić się w odzież. W taki oto sposób pięć dziewczynek i ich opiekunka miały spędzić razem dwa tygodnie. Należało zaprzyjaźnić się i zrozumieć. Dużo czasu w ciągu dnia dzieci spędzały na zajęciach rehabilitacyjnych, będąc pod opieką specjalistów. Pozostały czas Kobieta Drzewa postanowiła wykorzystać maksymalnie i ofiarować im coś niezwykłego, coś o czym zawsze marzyły. Rozmawiała z dziećmi próbując ustalić, co sprawiłoby im największą radość. Jedna z dziewczynek marzyła o tym, by nauczyć się jeździć na rowerze. Druga chciała zostać wielką malarką, a przy tym kolekcjonowała papierki po słodyczach. Były to siostry bliźniaczki. Kolejne dwie również były siostrami i wychowywały się w Domu Dziecka. Ponieważ tam wszystkie ubrania oddawano do wspólnej pralni, trzecia marzyła, aby móc własnoręcznie prać swoje rzeczy. Czwarta była malutka i zastraszona niczym zaszczute zwierzątko. Kochała konie. Wciąż chciała, aby jej rysować konia, pokazywać konia i by mogła go karmić. Piąta z nich niewiele potrafiła mówić, lecz wiele rozumiała. Była najstarsza i najtrudniej było do niej trafić. Była smutna. Tak oto radziły sobie, żegnając się co wieczór wśród pocałunków i uścisków, jak gdyby żegnały się na zawsze. Witając się co rano jak gdyby powróciły z dalekiej podróży. Dla pierwszej Kobieta Drzewa znalazła mały rower i nauczyciela w osobie nieco mniej upośledzonego chłopca o nieprzeciętnej cierpliwości. Prowadzał koleżankę po ośrodku przytrzymując jej rower tak długo, aż pewnego dnia pomknęła o własnych siłach. Każdą wolną chwilę poświęcała na doskonalenie umiejętności, a pod koniec turnusu wygrywała w wyścigach z innymi dziećmi. Kolekcjonerka papierków i przyszła malarka wykonała z pomocą Kobiety Drzewa olbrzymi plakat. Namalowano na nim las i jezioro, a na koniec naklejono wszystkie zebrane papierki. Stworzono dzieło ekologiczne pt. ”My nie śmiecimy”. Trzecia dostała wielką miskę i dużą paczkę proszku. Prała i prała, płukała i płukała ubrania całej ich grupy. Z racji pełnienia tak ważnej funkcji stała się odpowiedzialna i czuła się bardzo potrzebna. Czwarta, ta maleńka i przestraszona zawsze jako pierwsza brała udział w zajęciach hipoterapii. W czasie, gdy inne dzieci jeździły jeszcze na koniach dziewczynka wymykała się do stajni, aby pomagać w opiece nad końmi. Donosiła siano, karmiła konie, a jej oczy jaśniały i znikał z nich strach. Wielkość, siła i dostojność tych pięknych zwierząt stały się motorem do uruchomienia odwagi dziecka. Pod koniec turnusu wiele rzeczy, które małej dziewczynce wydawały się straszne, przestały takimi być. Nie bała się już obejrzeć ich z zaciekawieniem, a nawet dotknąć. Piąta z dziewczyn, początkowo smutna zaczęła często uśmiechać się, a nawet śmiać się w głos. Kobieta Drzewa poświęcała jej najwięcej czasu. Dużo do niej mówiła, czesała włosy, dbała by zawsze była ładnie ubrana. Traktowała jak kogoś bardzo wyjątkowego. Pod koniec turnusu dziewczyna potrafiła powiedzieć kilka nowych słów, wydoroślała. Gdy Kobieta Drzewa przywoływała którąś z młodszych koleżanek, ona również przywoływała ją powtarzając imię. Jeśli Kobieta Drzewa tłumaczyła im coś zakazując niebezpiecznych zachowań, dziewczyna robiła srogą minę i groziła palcem. Nadszedł koniec kolonii. Kobieta Drzewa pełna nowych wrażeń wracała do domu. Jadąc w autokarze patrzyła na śpiące, utrudzone podróżą dzieci. Ich bezbronne postacie i łagodne twarzyczki. W swych myślach życzyła im, aby spotkało je wiele dobrego. Los, który sprawił, iż są „inne”, uczynił ich życie niełatwym. W swej odmienności nie zawsze akceptowane, czasem poniżane, miały przed sobą trudną drogę. Jednocześnie w swej „inności” były tak piękne i mądre, że stały się dla Kobiety Drzewa jednymi z najważniejszych nauczycielek życia i postrzegania świata. Oby na zawsze zachowały w sobie czyste serca, wiarę w innych ludzi i radość życia. Układając wszystko w swojej głowie Kobieta Drzewa zrozumiała, iż to, co miało być jej dane, aby stać się potężnym drzewem, już otrzymała. Od czasu, gdy odzyskała radość życia pozwalającą jej wykiełkować wiele przeszła, cierpiała i płakała, cieszyła się i śmiała. Uczyła się, jak w najprostszy sposób postrzegać świat. Zdobyła siłę parcia do przodu, lecz również pokorę, by wiedzieć, że nad pewnymi wydarzeniami, które muszą być udziałem naszego życia, trzeba pochylić głowę. Teraz wiedziała, że nie może wciąż być tylko potężnym drzewem dającym sobie i innym poczucie pewności, że jej korzenie są na tyle mocne, by trzymać się podłoża. Drzewem, w cieniu którego można znaleźć odpoczynek w upalne dni i schronienie przed gwałtowną ulewą. Energia Drzewa stała się silna jak nigdy dotąd. Żegnając się wśród łez ze swymi małymi podopiecznymi Kobieta Drzewa, przeglądała się w ich oczach i zauważyła, że zmieniła się. Dokonała się kolejna Przemiana. Stała się Kobietą Ognia.
********************************************************************************************
[20.09] 10:26 cicho_borowska
OGIEŃ - jest dzieckiem Drzewa, które rodząc je staje się Matką. Temu elementowi przypisano porę roku lato, porę dnia południe, kolor czerwony. Ogień to symbol intensywnego ruchu ku górze, pulsacja, aktywność. Kobieta Ognia rozbłysła jasnym światłem, rozpaliła się gorącym płomieniem i wypełniła kolorem czerwonym. Pewnego dnia usłyszała zdanie „ Ludzie najbardziej cenią to, za co przyszło im drogo zapłacić”. Zrozumiała dlaczego tak bardzo ceni zdobywaną drogą doświadczeń wiedzę. Wiedzę, która nie tylko pokazała jej jak w życiu codziennym praktykować sztukę Feng Shui, lecz również nauczyła kontrolować emocje i analizować każdy dzień w sposób taki, aby to, co się wydarzyło, było nauką prowadzącą do celowości zrozumienia tych wydarzeń i wykorzystania zdobytej wiedzy dla własnego dobra. W jej życiu zaczął się okres bardzo twórczy.
W tym czasie mąż Kobiety Ognia rozpoczynał prace remontowe w dużym mieszkaniu znajdującym się w starej kamienicy. Mieszkanie było strasznie zaniedbane i zrujnowane. Poprzedni właściciele włożyli wiele trudu, aby doprowadzić je do totalnego upadku. Sterty śmieci walały się po kątach. Straszyły przypadkowo stawiane ścianki działowe, połamane meble. Brudne i obdrapane ściany budziły wstręt. Nowi właściciele nie bardzo wiedzieli, co począć z tą kupką nieszczęścia, która miała stać się ich nowym domem. Ustalono, że Kobieta Ognia narysuje mieszkanie tak, jak widzi je swoimi oczyma. Potraktuje to jako pewnego rodzaju ćwiczenie praktyczne. Było lato, czas wakacji. Dzieci Kobiety Ognia wyjechały, a ona wciąż chciała uczyć się czegoś nowego. Odwiedzała swojego męża w pracy, obserwowała, jak zmienia się mieszkanie, które on remontuje. Rozebrano wszystkie niepotrzebne ścianki działowe, wyniesiono śmieci. Wnętrze wyjaśniało i można je było dokładnie obejrzeć. Wciąż nosiło ślady dawnej świetności. Na sufitach były niegdyś prawdopodobnie piękne sztukaterie. Zamalowano je tak grubą warstwą farby, że trudno było określić, co przedstawiają i w jakim są stanie. Do każdego z pokoi prowadziły drewniane, dwuskrzydłowe drzwi z rzeźbionymi futrynami. Najokazalsze były drzwi wejściowe. Wysokie i szerokie, otwierające się do wewnątrz, w swej górnej części zachowały resztki witraży. Podłogi pokrywał drewniany parkiet. Kobieta Ognia przechadzała się po pokojach, dotykała ścian, wyglądała przez okna, słuchała, co opowiada skrzypiąca podłoga. Wiedziała, że wnętrzu temu trzeba pozwolić ponownie rozkwitnąć. Czuła, że bez tego wszelkie inne prace nie miałyby sensu. Zabrała się do rysowania.
Rozmyślając o tym wszystkim Kobieta Ognia zauważyła coś bardzo znaczącego. Od jakiegoś czasu spokojniej podchodziła do wielu spraw. Stała się bardziej opanowana. Choć w sercu czuła więcej niż dawniej różnych emocji, były one jak gdyby czymś naturalnym, kontrolowanym w sposób łagodny i niezamierzony. Zrozumiała, że to płomień ognia wciąż zachęcający ją do nauki zapłonął spokojnym, równym światłem. Kobieta Ognia po prostu wydoroślała. Jej myśli nie rozbiegały się niczym niesforne języczki płomienia pochłaniającego wszystko wokół. Dla swojej energii potrafiła wybrać paliwo najwartościowsze, najlepsze, dające największą siłę. Stała się żywiołem silnym, lecz kontrolowanym, nie wyrządzającym szkód. Zauważyła jeszcze jedno. Praca nad aranżacją tamtego wnętrza dawała jej wielką radość i spełnienie. Wykonywała ją z dużym zaangażowaniem. Wiedziała co robić. W swoim życiu zawodowym wykonywała różne zajęcia. Jedne były ciekawe, inne mniej pasjonujące. Do jednych podchodziła z przyjemnością, do innych z obowiązkiem. To, co czuła aranżując tamto mieszkanie, oglądając je, próbując poczuć każdym zmysłem, było czymś więcej. To były pasja, entuzjazm, miłość, połączone z rozwagą i odpowiedzialnością. To było coś takiego, jak gdyby wyjęła kawałeczek własnego serca i umieściła go w przestrzeni otrzymując w zamian maleńki kwiatuszek, by wypełnić nim puste miejsce w sercu.
Wtedy Kobieta Ognia po raz pierwszy zrozumiała, iż to, czego początkowo uczyła się tylko dla siebie, stało się jej prawdziwym powołaniem. Nie chciała tej wiedzy zatrzymać tylko dla siebie. Zapragnęła korzystając z niej pomagać innym. Wiedziała, że aby móc to robić, potrzebuje się jeszcze bardzo wiele nauczyć.
Uchyliła się przed nią bardzo piękna brama. Kusiła by wejść przez nią i znaleźć się po drugiej stronie. Podążyć drogą znajdującą się za bramą. Kobieta Ognia wiedziała, że jest to droga, po której krocząc można ujrzeć widoki piękne i wzruszające, lecz również być wystawionym na wiele prób i niebezpieczeństw. Spotkać na niej ludzi mądrych i głupich, bogatych i biednych, szczęśliwych i smutnych. Trzeba znaleźć klucz do wszystkich ich serc. Czuła w sobie ogromną potrzebę wejścia za tę bramę, lecz również lęk i obawę czy da sobie radę. Rozumiała jednak, że jeśli stanie w miejscu, będzie to jednoznaczne z tym, iż zaczęła się cofać. Będąc kolejno Kobietą Metalu, Wody, Drzewa i teraz Ognia tyle już pokonała przeszkód, tak wiele zrozumiała, tak dużo się nauczyła....
Czy warto to wszystko zaprzepaścić skoro i tak nie da się tego wykreślić z serca? Odsuwając na bok strach, dała wolną drogę intuicji. Kobieta Ognia podeszła do bramy, otworzyła ją i zrobiła pierwszy krok. Znalazła się po drugiej stronie. Poczuła przed sobą ogromną, lecz przyjazną przestrzeń. Czuła swoją małość, lecz nie bała się jej. Dostała do ręki pustą księgę i wiedziała, że jest to kolejny tom jej życia. Zapragnęła zapisać go swoimi doświadczeniami. Wakacje wciąż trwały. Kobieta Ognia wykorzystywała czas na odpoczynek zgłębiając jednocześnie lekturę książek. Wracała do skryptów z poprzednich semestrów. Studiując je od nowa zauważała myśli, wiadomości, porównania wcześniej umykające jej uwadze. Być może w czasie, gdy czytała je po raz pierwszy nie dorosła do ich zrozumienia.
Rozpoczął się IV – ostatni semestr nauki. Semestr, który okazał się dla niej niezwykle trudny. Nie sądziła, że tak wiele problemów przysporzy jej zgłębianie tajników Klasycznej Szkoły Kompasu. Gubiła się w określaniu korzystnych miejsc i kierunków. Wciąż zaczynała od nowa czytanie skryptów i za każdym razem wyciągała nowe wnioski. Aż przyszło zrozumienie. Codzienne życie Kobiety Ognia toczyło się pomiędzy pracą, podczas której pomagała mężowi w odrestaurowaniu sztukaterii. Nauką, która choć nieraz doprowadzała ją do „wyrywania włosów z głowy”, a innym razem do tak głębokiej zadumy, iż zapominała „o Bożym świecie”, była prawdziwą radością. Znalazła również czas na rozpoczęcie ćwiczeń Tai-Chi. Potężna, o posturze kobiety obfitej niczym symbol Pramatki Ziemi wykutej w kamieniu przed tysiącami lat, Kobieta Ognia uczyła się nowych ruchów rąk i kroków. Z każdymi zajęciami nabywała doskonałości, płynności i gracji. Radowała się ze swych postępów. Domem, w którym wciąż nie działał telewizor, a oni we czwórkę siadali wieczorami rozmawiając i słuchając muzyki. Mówili o tych wieczorach, że „spotykają się w sali telewizyjnej, aby posłuchać radia”. Przeszli przez widmo biedy, stratę bliskiej osoby. Rozwiązali niejeden problem i cieszyli się z licznych radości dnia codziennego. Wszystko to zbliżyło ich bardzo do siebie. Tak oto Kobieta Ognia wciąż rozpalała się żywszym i żywszym płomieniem. Świadoma była tego jak potężnym stała się ogniem. Zbliżał się koniec IV semestru nauki. Nadszedł czas na podsumowanie wiedzy zdobytej w tym czasie. Kobieta Ognia dobrze wiedziała, że powinna napisać to, co dyktuje jej serce. Rozpoczęła więc swą opowieść. Opowieść, której pragnęła przekazać jak najwięcej dobrych wibracji. Opowieść, którą niejednokrotnie przerywała, aby otrzeć łzy smutku lub wzruszenia. To było jak oczyszczenie. Z każdym zdaniem, słowem, literą moc jej wewnętrznego żaru rosła i wzbijała się w górę.
********************************************************************************************
[20.09] 10:28 cicho_borowska
ZIEMIA - jest dzieckiem Ognia, który rodząc ją staje się Matką. Przypisano jej porę roku późne lato, porę dnia popołudnie, kolory żółty i brązowy. Charakteryzują ją takie procesy jak gromadzenie, stabilizacja. Kobieta Ziemi wciąż czeka na swoją kolej. Ta Przemiana jeszcze nie dokonała się. Kobieta Ognia pragnie pozostać sobą jak najdłużej, lecz dobrze wie, że kiedyś nadejdzie chwila, w której zrozumie, iż dokonała się kolejna Przemiana. Wie również, że kiedy będzie już Kobietą Ziemi, jej wszystkie działania wciąż na nowo odradzane będą przez energię Ognia. Pragnie doskonalić swoją wiedzę i zdobywać nową. Energia Drzewa wciąż będzie kontrolowała te działania, aby Kobieta Ziemi nigdy nie zapomniała o sile, radości i potędze młodości, które jako Kobieta Wody otrzymała w darze pewnego upalnego lata. Zawsze też pozostanie w niej lekcja otrzymana od Kobiety Metalu. Lekcja, dzięki której nauczyła się, że wycofanie w głąb siebie, choć bardzo potrzebne, nie może trwać zbyt długo.
Słowa te napisałam w roku 2001. Opowiadają o mojej blisko trzy letniej „transformacji”. Budzeniu się do świadomego życia. Dziś, w roku 2007 nadal jestem Kobietą Ognia. Pragnę doświadczać i uczyć się życia we wszystkich jego aspektach. Nie zawsze jest lekko. Nawałnice jeszcze nie raz wdarły się w życie mojej rodziny. Wciąż jednak mam w sercu sen o młodej dziewczynie mieszkającej na Syberii i rozpalającej rytualny ogień. Teraz się nawałnic nie boję, bo wiem, że one są oczyszczeniem, gdy nie ma już innego wyjścia. Przerywają i skracają proces, który mógłby trwać i trwać. Są nadzieją. Są szansą, na doskonalenie się w Miłości i Mądrości, abyśmy w czasach spokoju umieli tę Miłość i Mądrość dać sobie i innym. Od kilku lat prowadzę zajęcia z młodzieżą w Świetlicy Środowiskowej. Wzajemnie wiele się uczymy. To daje mi wiedzę, jak zrozumieć własne dzieci, które już prawie dorosły. Nadal prowadzimy z mężem firmę. On remontuje wnętrza domów. Ja pomagam ludziom porządkować przestrzeń, w której żyją. Szukając klucza do ich serc, często zauważam, że są to również klucze do najgłębszych i nieznanych mi dotąd zakamarków mojego serca. Razem wzrastamy. Piszę więc swoją Księgę. Nasze mieszkanie w istocie było najważniejszą lekcją Feng Shui. Żyjąc w nim nauczyłam się więcej niż z niejednego podręcznika. Praktyka na co dzień. Aż przyszło zrozumienie i uwolnienie od tego miejsca. Teraz znaleźliśmy nowe miejsce do życia – ukochany kawałek ziemi na wzgórzu pod lasem. Z przestrzenią otwartą na zachód. Miejsce, o którym mówię, że dane jest nam od Boga. Oswajamy tę ziemię i wzajemnie przyzwyczajmy się do siebie. Dajemy jej swój pot ciężkiej pracy, a ona z mało żyznego piachu przemienia się w ogród i pięknieje. Tam budujemy nasz nowy dom. Dom Zachodzącego Słońca. Moja modlitwa zapisana na Jasnej Górze, na małej karteczce, za pośrednictwem Matki Boskiej została wysłuchana. Wiele innych modlitw zostało wysłuchanych. Dlatego wierzę, że Bóg zawsze dba o własne dzieci. Uczy je wzrastania stawiając na Drodze Życia ludzi i wydarzenia. Trzeba tylko otworzyć serce i dać się prowadzić. Z wiarą, odwagą, miłością, zrozumieniem i pokorą … Z sercem pełnym Miłości żyję teraz i z ufnością patrzę w przyszłość, kiedy to nieuniknienie dokona się kolejna Przemiana... Każdy z nas może napisać „Historię Pięciu Przemian na drodze do poszukiwania własnego Tao”
********************************************************************************************
Śpieszmy się czynić dobro
Awatar użytkownika
Cebulka
Administrator
 
Posty: 14922
Rejestracja: ndz lut 11, 2007 5:25 pm

Wróć do Vademecum Ogrodnika

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości