Strona 1 z 1

Kasztany jadalne na "perypetiach Europy" ;) - czyl

Post: śr kwie 13, 2011 9:27 pm
autor: kra1013
Kasztany jadalne na "perypetiach Europy" ;) - czyli jak u nas rosną?


A, ma ktoś kasztana jadalnego?
Kiedyś go miałem. Pochodził od tego najstarszego w Polsce z Celbowa (Puck k. Gdyni ). Rosło tam pełno sadzonek wokół niego. W okolicy jest w zasadzie dużo kasztanów ( myślę, o Castanea sativa – lub coś koło tego, a nie o tym zakwitającym na maturę) i są starymi drzewami. Ponoć Marysieńka je sadziła. Wyobrażam to sobie tak:
Marysieńka zwlokła się z sobolich futer roztrącając puchary i kielichy (głównie męża). Z odrazą spojrzała na porcelanową miskę z zimną wodą (brrr – znała się na rzeczy). Łyknęła sobie z wczorajszego kielicha i spojrzała na tego swego słodko śpiącego, co to Turka nienawidził i pogromił pod Wiedniem, po czym usiadła przed lustrem. Starannie przypudrowała brudne miejsca na twarzy i ubrała skórzane gumo filce. Do ogrodu się udała. Teraz niosąc konwię z wodą, bo woda do podlewania francuskich drzewek się nadawała, podlewała… I "po swojemu" podlewała...
Co mówicie? Żem zdrajca? Że plugawię dobre imię Polski?
Takie były czasy! Panie w całej Europie, to chociaż do toalety puder używały, panowie zaś puder „odkryli” dopiero później! A wodę, to lokaj do posiłków „na półmisku” przynosił. Obyczaj wymagał, by czubki palców pomiędzy „golonkami” skonsumowanymi, w wodzie zamoczyć, ale żeby się od razu myć? Przecież puder to wszystko oblepi, wyschnie i z czasem wraz z brudem odpadnie…
W każdym bądź razie jest tu u nas dość sporo kasztanów jadalnych, ale takich sprzed wieków. Zdaje się, że są dość odporny na mróz, ale i „dzikie”. Ja miałem z Celbowa i sprzed pałacyku Marysieńki (na północ od Gdyni ), lecz „przyszedł walec (czytaj zając ) i wyrównał”! I dobrze, bo ten w Celbowie miał małe owoce, zaś ten drugi (Krokowa?) nie wiem. Z marketów można kupić te o wiele większe, a przyrządzam je w kominku.
Na surowo, to tylko w markecie , ale to 2, 3 sztuki - zależy ile razy mnie się chce wracać na stoisko i jak bardzo chcę być „małogrzecznym”. Nikt tego nie kupuje, a z kominka są pyszne. Może się nie znam, ja po prostu kładę cegłę (może być płaski kamień) na żar w kominku, rozsypuję na niej kasztany i później godzinami „dłubię”. We Francji, to by pewno zgorszenie wywołało, ale tu, na „perypetiach Europy” ;) !
Są sadzonki w Liroy Merlin i to po 6 zł. Szlak mnie trafia, ze nie kupiłem. W zasadzie nie mam miejsca, gdzie mógł bym to posadzić, ale żona ma jeszcze „linkę z praniem”, a mogła by te „gatki” „na gałęzi” tamtego…
Ma ktoś tego kasztana? Ktoś, coś wie? Mietek – to u Ciebie…

Post: czw kwie 14, 2011 7:38 am
autor: Papcio
Jestem raczej ufny :) :) daję się łatwo nabrać. (to nie ma nic "wspólnego" z Tobą) i też chcę wszystko spróbować, no prawie wszystko. Więc kupiłem tak z kilo tych kasztanów i dawaj robić pieczone! Chciałem być "światowy"! Poczytałem jak je zrobić i zrobiłem, zięć, córa, syn i nawet wnusio powiedzieli "nic specjalnego" To ziemniaki pieczone są smaczniejsze! Połowa została niezjedzona, i więcej tego nie kupię! Niech Francuzi je jedzą na placu Pigal! Lubię coś innego spróbować, ale jednak jak usłyszałem od moich "Papcio! nie eksperymentuj na nas" robię zacierkę, flaczki, roladę z kluskami i modrą kapustą a te wynalazki typu placek a na nim śmiecie z lodówki zwany pizzą - niech jedzą to makaroniarze :) :) :)
U nas jest park z kasztanami jadalnymi - 6 km od mojego mieszkania (zameczek w Wojnowicach).
Wiesz do uprawy tego kasztana potrzebny jest taki kamień....

Post: czw kwie 14, 2011 11:00 am
autor: Sz_elka
Taki kasztan rósł na działce sąsiada i nieraz "opiekowałam się" (wkuszałam na surowo po prostu ;) ) kasztanami, które spadły na naszą stronę! ;D
Zdarzały się wśród nich i pełne, i puste! A w kolejnych latach tylko puste i w końcu sąsiad wkurzył się, bo żadnego pożytku z "delikatesa" nie miał, tylko kupę liści do sprzątania (ja też ;) ), więc wyciął drzewo i wykarczował pień (trochę się przy tym namęczył, bo spore drzewo z niego było - z 4 m wysokości :) ) i tak skończyło się moje obcowanie z kasztanami jadalnymi! :D
Później kupiłam jeszcze kiedyś na targu jakimś z pół kilo tego szczęścia i próbowałam je upiec, ale to nie jest takie proste, i wywaliłam efekt prac kuchennych - je po prostu trzeba upiec, a ja to raczej je ugotowałam (podobny efekt osiągnęłam z bezami ;P )!
Trza się udać po prostu na Plac Pigalle, a tam ... to już jest inny świat, i inna bajka! [diabel]

Post: czw kwie 14, 2011 11:50 am
autor: Baś_22
Sz_elka pisze: Trza się udać po prostu na Plac Pigalle,

...albo np. do Stambułu :) co kilkanaście metrów na ulicy stoją sprzedawcy tychże i świeżutkie, prosto z "paleniska" zachwalają.
Nie powiem żeby zachwycał mnie ich smak, ale spróbowałam :-P

Post: czw kwie 14, 2011 6:43 pm
autor: Cebulka
W krakowskim ZOO rośnie wielki kasztanowiec jadalny :)

A 'znajomy znajomego' spod Krakowa ma siewkę właśnie z tego drzewka :)
Tzn miał parę lat temu - nie wiem co tam u nich słychać, może wac spyta :D

Wynika z tego, że nie jest źle - i jak się nie wie co robić z miejscem w ogrodzie, można spróbować go posadzić i powinien dawać sobie radę ( i być może również dawać kasztany po kilkunastu latach [haha] ) :)

Post: sob kwie 16, 2011 5:41 pm
autor: kra1013
Papcio pisze:... a te wynalazki typu placek a na nim śmiecie z lodówki zwany pizzą - niech jedzą to makaroniarze :) :) :) ...


Ja tam pizzę robię na winie. Otwieram lodówkę i biorę co sie pod rękę nawinie.

A kasztany da się zjeść. Pewnie, że to nie "golonka w kapuście", ale zapomniany smakołyk, bo przecież ktoś to sadził i jadł. W Polsce jest sporo tych drzew. Co ciekawe, chyba wszystkie są bardzo stare. Pochodzą z czasów, gdy nie jadło się ziemniaków. Myślę, że "inwazja" ziemniaka nastąpiła w Polsce gdzieś około roku 1830. Wtedy to przestano się interesować kasztanem. Podobnie jest z pasternakiem. To jego zamiast tych ziemniaków "do obiadu" podawano. Dziś jemy go w suszonych warzywach, bo lepiej plonuje niż pietruszka i łatwiej sie suszy.
Pojechałem go kupić, a tu... Brak. Ktoś wszystko wykupił. Spróbuję z nasionka.

No właśnie za kilkanaście lat dopiero zaowocuje...

Re: Kasztany jadalne na "perypetiach Europy" ;) - czyl

Post: ndz lut 24, 2013 9:09 am
autor: tereklo
Kasztany jadalne rosną na Dolnym Śląsku i to w znacznych ilościach. Wcale nie sa to stare drzewa. We Wrocławiu - w zoo i na placu przy akademikach politechniki, w parku przy Panoramie Racławickiej. Żeby było ciekawiej kasztan jadalny rośnie w Srebrnej Górze - interesujace jest to, ze Srebrna Góra sama w sobie lezy dośc wysoko w Górach Srebrnych, na przełęczy Srebrnej. Kasztan może 50 letni owocuje, jest poniekąd atrakcją przy schronisku.
Kilka lat temu kupiłam sadzonkę kasztana (można ją dość łatwo kupić np. na imprezie Lato Kwiatów w Otmuchowie). Posadzona w 2005 roku miała się dobrze po kolejnej zimie, co się z nią dzieje teraz - nie wiem.
Owoce (a raczej nasiona) lekko podsuszone smakują jak swoiste orzechy.
Na działki się nie nadaje, za dużo miejsca zajmuje.

We wrocławskim Zoo
Obrazek Obrazek

Re: Kasztany jadalne na "perypetiach Europy" ;) - czyl

Post: ndz lut 24, 2013 9:13 pm
autor: Cebulka
Jest też w krakowski ZOO, owocuje co roku, wielkie drzewsko :)
A tej jesieni zauważyłam że jest też u mnie na osiedlu, kilka bloków dalej [shock]
Nawet widziałam że będą owoce - ale ktoś inny wyraźnie też to widział wcześniej ;>

Teresko - to tego n ie trzeba piec, tylko można jeść surowe suszone? [skrob]

Re: Kasztany jadalne na "perypetiach Europy" ;) - czyl

Post: ndz lut 24, 2013 9:35 pm
autor: tereklo
Ja jadłam takie spod drzewa :) podsuszone, żeby lepiej się wydziabało ziarenko. Gotowane próbowałam te w Srebrnej Gorze - wcale mi nie smakowały.

Re: Kasztany jadalne na "perypetiach Europy" ;) - czyl

Post: ndz lut 24, 2013 9:43 pm
autor: Cebulka
Kurczę muszę spróbować w przyszłym roku jak się załapię [cool1]
A to nie powinno się piec, nie gotować? [lol]

Re: Kasztany jadalne na "perypetiach Europy" ;) - czyl

Post: ndz lut 24, 2013 9:47 pm
autor: tereklo
Cebulka pisze:A to nie powinno się piec, nie gotować? [lol]


Wolnoć kucharce warzyć jak się zamarzy - jedni pieką inni gotują :)
We Włoszech to jadłam takie z maszyny - gorące w cukrze, jak kandyzowane albo jakoś polukrowane chrupiącą warstwą cukru ale koniecznie gorące.